czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 11





Harry pognał do Wieży Gryffindoru. Chciał jak najszybciej porozmawiać z Hermioną. Miał ogromną nadzieję, że dziewczyna wybierze Flitwicka i razem będą mogli być u niego na stażu. Już nawet wyobrażał sobie jakby to wyglądało po przyjściu dzieci na świat. Wymienialiby się obowiązkami stażystów i na zmianę opiekowali maluchami. Ten układ byłby idealny.
Szybko rzucił Grubej Damie hasło i wpadł do pokoju wspólnego, rozglądając się za przyjaciółką. Siedziała sama przy stoliku w pobliżu kominka, pracując nad jakimś zadaniem domowym. Podszedł do niej i opadł na krzesło naprzeciwko, uśmiechając się szeroko.

— Więc, Hermiono… — zaczął podekscytowany. Dziewczyna podniosła głowę znad pergaminów i popatrzyła na niego z ciekawością. — Co powiesz na staż? Nie ma żadnej reguły, która zabraniałaby ci nauki u mistrza.

— Chyba żartujesz. — Zrobiła wielkie oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Nachyliła się do niego blisko, by tylko on mógł usłyszeć, i wyszeptała: — Nie ma mowy, by ktoś w ciąży mógł nauczać, jeżeli nie może się nawet uczyć.

— Nigdy nie twierdziłem, że czarodziejski świat jest logiczny. — Harry wzruszył ramionami. — Sama kiedyś powiedziałaś, że większość czarodziei ma problem ze zbornym myśleniem. Więc?

— Jeśli to jest możliwe… — Przygryzła wargę, a kiedy chłopak przytaknął, uśmiechnęła się. — Oczywiście, że tak! — pisnęła, teraz również podekscytowana.

— To u kogo byś chciała? Możemy od razu pójść i zapytać. Oczywiście będziesz musiała powiedzieć o — zniżył głos do szeptu — sama wiesz czym. Trzeba to szybko załatwić, zanim znajdą kogoś innego.

Hermiona skinęła głową, zgadzając się i zamyśliła nad możliwymi wyborami. Bardzo by chciała numerologię albo starożytne runy, jednak obaj profesorzy byli wciąż zbyt młodzi na wzięcie stażysty. Następna w kolejności była transmutacja. Uzdrowicielstwo również było pasjonujące i poszłaby w ślady rodziców, dentystów. Nawet gdyby nie była w ciąży, to i tak nie mogłaby mieć stażu z profesorem Snape'em, który najprościej w świecie był za młody. O ile się nie myliła, był najmłodszym nauczycielem w Hogwarcie i w wielu kręgach wciąż jeszcze traktowany bardziej jako młodzieniec niż dorosły mężczyzna… Potrząsnęła głową, zbierając myśli i kierując je na poprzedni tor. Uśmiechnęła się radośnie do przyjaciela.

— I pójdziesz ze mną?

— Oczywiście — odpowiedział z uśmiechem. — Powiedz tylko gdzie.

— Do profesor McGonagall.

— Więc ruszajmy — Wstał, mając nadzieję, że jego mina nie zdradziła zawodu, jaki poczuł. Ale jeśli Hermiona chciała mieć staż u McGonagall, to przecież nie mógł jej nakłaniać do zmiany zdania tylko dlatego, że nie chciał być sam u Flitwicka. Dziewczyna szybko pozbierała pergaminy i książki, wepchnęła je do torby i machnięciem różdżki wysłała ją do dormitorium. Opuścili pokój wspólny, kierując się do znajdującego się piętro niżej gabinetu profesor transmutacji. Hermiona zdawała się frunąć w powietrzu, była tak bardzo szczęśliwa i pełna nadziei. Harry nie mógł się nie uśmiechnąć. Poza tym jeżeli z McGonagall nie wyjdzie, to był pewien, że Flitwick się zgodzi. W końcu brał już jednego ciężarnego stażystę.

Profesor transmutacji wciąż była w swoim gabinecie, o czym świadczyło migające światło widoczne przez szparę pod drewnianymi drzwiami. Hermiona poprawiła szatę i włosy, popatrzyła na przyjaciela w poszukiwaniu wsparcia, które jej dał, posyłając miły uśmiech. Zapukała.

— Proszę.

To było tak bardzo różne od zwyczajowego, chłodnego „wejść” Severusa, że prawie Harry'emu nie pasowało. Otworzyli drzwi i wkroczyli do raczej przytulnego, chociaż skromnie urządzonego gabinetu. McGonagall siedziała otoczona pergaminami i patrzyła na nich wyczekująco.

— Tak? W czym mogę wam pomóc o tak późnej godzinie?

Hermiona odchrząknęła i usiadła na krześle przed biurkiem, podczas gdy Harry stanął obok niej, ale lekko z tyłu, wyraźniej pokazując, że jest tutaj głównie jako duchowe wsparcie.

— Pani profesor — zaczęła, nerwowo kręcąc dłońmi na kolanach — słyszałam, że w programie stażu mogą brać udział uczniowie, którzy zdali SUM-y i zastanawiałam się, czy nie wzięłaby mnie pani na swoją stażystkę.

McGonagall wyglądała na wyraźnie zaskoczoną. Nieczęsto uczeń Hogwartu chciał uczyć się u mistrza danej specjalizacji. Zazwyczaj kandydaci albo skończyli już szkołę i nie mieli pieniędzy na dalszą edukację, albo nie zostali przyjęci na Uniwersytet lub kursy w Ministerstwie. Hermiona Granger była tak zdolną uczennicą, że nawet w razie kłopotów finansowych mogła liczyć na pokaźnej wysokości stypendium na Uniwersytecie, dzięki któremu byłaby w stanie dalej się uczyć. Na dodatek miała dopiero szesnaście lat i jeszcze prawie ponad półtora roku normalnej nauki w Hogwarcie. Profesorka odłożyła pergaminy na stos po swojej lewej stronie i oparła się na łokciach, splatając dłonie na biurku.

— Jest pani bardzo zdolną uczennicą i biorąc pod uwagę wzorowe wyniki SUM-ów, nie widzę przeszkód. Mogę wiedzieć jednak, skąd to nagłe zainteresowanie programem? I co tu robi pan Potter? — Popatrzyła na niesfornego Gryfona, który położył dłoń na ramieniu przyjaciółki, próbując jakoś dodać jej sił. Harry uśmiechnął się niewinnie do starszej czarownicy.

— Jestem tu tylko jako wsparcie. — Wzruszył ramionami i znów skupił się na Hermionie.

— Rozumiem. — McGonagall powoli skinęła głową i skierowała spojrzenie na siedzącą przed nią dziewczynę. — Panno Granger?

— Więc, pomijając już to, że bardzo lubię transmutację… jestem w ciąży — wypaliła i teraz oboje wpatrzyli się w profesorkę, wyczekując z napięciem jej reakcji. Kobieta zamarła na kilka dłużących się chwil, po czym zmarszczyła brwi i popatrzyła ostro na Harry'ego.

— Panie Potter, po tej całej sytuacji z panem Finniganem — zaczęła, ale Harry szybko jej przerwał, unosząc dłonie w obronnym geście, widząc, do jakich wniosków najwyraźniej doszła.

— Nie jestem ojcem! — zapewnił, czując się z tym trochę niekomfotrowo i mając nadzieję, że przyjaciółka nie odbierze tego w zły sposób. — Jestem tylko przyjacielem, który próbuje być wsparciem w trudnej chwili.

McGonagall była lekko zaskoczona, jednak po chwili patrzyła na niego nieco cieplej i przytaknęła. Mimo to, gdy znów popatrzyła na Hermionę, jej spojrzenie było bardzo surowe.

— Więc kto jest ojcem, panno Granger i kiedy zamierzacie wciąż ślub? Jesteś już co najmniej w trzecim miesiącu. — Przyjrzała się krytycznie uczennicy.

Hermiona zbladła. Chociaż tym razem profesorka nie rzuciła nazwiskiem, to jednak oboje domyślali się, iż była przekonana, że skoro ojcem nie był Harry, to musiał być nim Ron. Prawdę powiedziawszy chłopakowi nie podobał się sposób, w jaki profesorka patrzyła na Hermionę i w jaki sposób do niej mówiła. Wyraźnie nie pochwalała jej zajścia w ciążę i to przed ślubem.

— Piątym. Wiktor… Wiktor Krum jest ojcem, proszę pani — wyszeptała i spuściła smutno głowę. — A jeżeli chodzi o ślub, to go nie będzie, ponieważ Wiktor już się ożenił.

McGonagall oparła się sztywno w krześle i popatrzyła na nich twardo.

— Wobec tego obawiam się, że nie mogę przyjąć pani na staż, panno Granger. Byłoby to wysoce niestosowne.

Harry patrzył z niedowierzaniem na kobietę. Spodziewał się skarcenia za seks bez zabezpieczenia, czy może nawet romans z zaręczonym mężczyzną, jednak nie czegoś takiego. Nie po tym, jak przez ponad półtorej godziny wygłaszała przemowę, że każde nowo poczęte życie jest uświęcone i w ogóle.

— Chwila, odmawia jej pani stażu tylko dlatego, że zostanie samotną matką z nieślubnym dzieckiem? — zapytał z niedowierzaniem i rosnącym oburzeniem. Czuł pod dłonią, jak dziewczyna drży, próbując powstrzymać płacz.

— Tak, panie Potter. Jeżeli chce pan pomóc koleżance, to proszę się z nią ożenić. — McGonagall spiorunowała go wzrokiem i znów zwróciła się do Hermiony. — Jeżeli nie rozwiąże pani tego problemu, to oczekuję złożenia rezygnacji z nauki jeszcze przed narodzeniem dziecka.

Gryfonka przytaknęła i wstała bez słowa, sztywno kierując się w stronę drzwi. Harry posłał profesorce długie spojrzenie, dopisując ją do swojej listy osób, którym należy utrudniać życie. Może i obecnie działała na jego korzyść, jednak gdy tylko sprawa z eliksirem aborcyjnym zostanie nagłośniona… złośliwe dowcipy będą zaledwie początkiem. Zamknął za nimi drzwi i poklepał Hermionę pocieszająco po ramieniu. Nawet jeśli z McGonagall nie wyszło, to zawsze pozostawał wspólny staż u Flitwicka, który według niego był już od samego początku najlepszą opcją.

— Nie martw się. Jestem pewien, że nie wszyscy w tym zamku są takimi zacofanymi idiotami — powiedział, przytulając ją ramieniem do siebie. Zerknął na zegarek, sprawdzając ile jeszcze zostało im czasu do ciszy nocnej. — Myślałaś o kimś jeszcze?

— Pomfrey — zachlipała i pociągnęła nosem, wycierając rękawem łzy z twarzy. Brwi Harry'ego powędrowały do góry.

— Chcesz być pielęgniarką? — zapytał zaskoczony, skręcając w stronę klatki schodowej prowadzącej do skrzydła szpitalnego.

— Wolałabym uzdrowicielką, jednak w Hogwarcie nie ma takiej możliwości. — Hermiona dochodziła powoli do siebie. Takie potraktowanie ze strony McGonagall zabolało ją bardziej, niż się tego spodziewała; już od pierwszej klasy profesorka była dla niej niczym idolka, ideał czarownicy godny naśladowania. Nigdy nie przypuszczała, że tak się na tej kobiecie zawiedzie i to akurat wtedy, gdy jej najbardziej potrzebowała. Gdy dotarli do skrzydła szpitalnego, nie miała już w sobie ani odrobiny tego optymizmu, z którym szła do McGonagall. Spięła się, próbując przygotować na każdą możliwą reakcję pielęgniarki. — Pani Pomfrey?

Czarownica wychyliła się z kantorku, a widząc Harry’ego, od razu zrobiła dezaprobującą minę.

— Panie Potter, co się stało tym razem?

Dziewczyna uśmiechnęła się na to lekko, spostrzegając obrażoną minę przyjaciela, który z założonymi rękoma oparł się o ścianę.

— Tym razem to ja, proszę pani. — Wydawało się, że pielęgniarce ulżyło. — Chodzi o program stażu.

— Ach. — Pani Pomfrey nie wydawała się być tym zachwycona i Harry doszedł do wniosku, że kobieta za bardzo lubiła swoje królestwo, by się nim z kimś dzielić. I to jeszcze na dodatek z kimś niekompetentnym, kto tylko będzie za nią chodził i pałętał się pod nogami… Jego nadzieja na Hermionę u Flitwicka znów wzrosła.

— Tylko, że jestem w ciąży i nie jestem pewna, czy chciałaby pani tutaj kogoś takiego…

Pielęgniarka patrzyła na Hermionę z niedowierzaniem. W gruncie to Harry się jej nie dziwił. Sama administrowała uczniom eliksir aborcyjny, więc ciąża w Hogwarcie była wysoce nieprawdopodobna. Kobieta odchrząknęła, wyglądając na zakłopotaną.

— Muszę przyznać, że szpital nie jest najlepszym miejscem do pracy dla ciężarnej osoby. Przykro mi.

Jego przyjaciółka przytaknęła. Przynajmniej pielęgniarka nie miała jakichś starożytnych uprzedzeń odnośnie nieślubnych dzieci i nie próbowała wygłaszać umoralniających mówek. Co i tak nie zmieniało tego, że wciąż była na jego liście, tyle tylko, że teraz przesunęła się dwa miejsca pod McGonagall.

— Rozumiem. — Hermiona uśmiechnęła się do niej słabo. Pożegnali się i wyszli ze szpitala. Dziewczyna wyraźnie straciła wszelką nadzieję na znalezienie kogoś, kto chciałby ją wziąć na staż, a do ciszy nocnej było już zbyt blisko, by odwiedzić innych mistrzów. — Nie wiem, kogo mogłabym jeszcze zapytać — przyznała w połowie drogi do Wieży Gryffindoru.

— A Flitwick? — podsunął, mając nadzieję, że w jego głosie nie ma za dużo gorliwości. Hermiona prychnęła.

— Jeżeli kobiety mnie nie chciały, to facet tym bardziej nie będzie miał ochoty zmagać się z ciężarną. — Pokręciła głową i Harry przygryzł wargę, zastanawiając się, ile jej powiedzieć. Severus wyraźnie zabronił mu wyjawiania ciąży, jednak nic nie mówił o profesorze od zaklęć.

— Myślę, że go nie doceniasz — powiedział w końcu. — Poza tym… poza tym jutro o dziesiątej mam z nim rozmowę w sprawie stażu i…

Hermiona wpatrzyła się w niego.

— Idziesz na staż? Dlaczego?

— Uznałem, że tak będzie wygodniej. — Wzruszył ramionami, mając nadzieję, że jego wybitnie inteligentna przyjaciółka niczego się nie domyśli. — Mogłabyś pójść ze mną. Jestem pewien, że nie będzie miał nic przeciwko i przyjmie cię z otwartymi ramionami. — Uśmiechnął się do niej szeroko, próbując nie reagować na podejrzliwy wyraz jej twarzy. Dziewczyna w końcu się zgodziła, jednak wciąż posyłała mu badawcze spojrzenia. Z ulgą rozstał się z nią przy wejściu na schody wiodące do dormitorium chłopców i poszedł do jednej z komnat szóstoklasistów. Był już zmęczony, a nie chciał zaspać na tak ważne spotkanie.

oOOOo
Hermiona obudziła go kilka minut po siódmej, cicho ponaglając do szybszego zgramolenia się z łóżka. Pozostali chłopcy w dormitorium wciąż smacznie spali i dziewczyna najwyraźniej nie chciała ich obudzić, narażając się tym na niezadowolone komentarze odnośnie jej obecności na teoretycznie zakazanym terenie. Chociaż po tylu latach pewnie już się przyzwyczaili do jej częstych odwiedzin. Przynajmniej dopóki nie zaczynała rwać sobie włosów z głowy na widok bałaganu, jaki mieli w pokoju.

— Już, Hermiono, już — jęknął, sturlał się z łóżka i zaczął szukać w kufrze czegoś porządnego do ubrania. Widząc, że Gryfonka ma na sobie nieskazitelną szkolną szatę, również postanowił się w nią ubrać; nawet jeżeli jego była trochę pognieciona i miała na rękawie plamkę po wczorajszym obiedzie… i pachniała pracownią eliksirów.

— Och, na miłość... — Dziewczyna wyciągnęła różdżkę i machnęła nią kilka razy, doprowadzając jego ubiór do nienagannego stanu. — A teraz pośpiesz się. Zaczekam w pokoju wspólnym.

Harry naprawdę musiał ją w końcu poprosić, by nauczyła go kilku takich przydatnych zaklęć. Może teraz, gdy już zostaną stażystami, będzie miał ku temu odpowiednią okazję. Cicho wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi; nadszedł czas na szybki prysznic i zrobienie siebie na bóstwo.
Prawie pół godziny później zszedł do pokoju wspólnego, po którym już zaczynali krzątać się nieliczni uczniowie. Hermiona była pogrążona w lekturze podręcznika od zaklęć, najwyraźniej próbując przygotować się na ewentualną rozmowę kwalifikacyjną. Usiadł obok niej, by poczekać aż dojdzie do końca rozdziału. Ktoś na pobliskim stoliku zostawił magazyn o quidditchu, zaczął go przeglądać. Jego uwagę przyciągnął artykuł o super bezpiecznych miotłach dziecięcych, które były dozwolone od drugiego roku życia. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Kochał latanie, jednak wiedział, że nigdy nie pozwoliłby tak małemu dziecku nawet dotknąć miotły, bojąc się, że zrobi sobie krzywdę. Przecież dwulatki były takie małe i delikatne…

Hermiona zamknęła książkę i wsadziła ją do torby, dając znak, że jest gotowa iść na śniadanie.

oOOOo
— Harry, gabinet Flitwicka jest w tę stronę. — Wskazała palcem marmurową klatkę schodową, gdy po prawie półtoragodzinnym śniadaniu przyjaciel zaczął prowadzić ją w przeciwnym kierunku.

— Wiem, ale spotkanie mamy… gdzie indziej. — Zastanowił się przez chwilę, czy obecność aż dwóch Gryfonów w pobliżu gabinetu Snape’a nie będzie szkodliwa dla roli mężczyzny jako szpiega, jednak doszedł do wniosku, że można było to łatwo wytłumaczyć szlabanem. Zazwyczaj nie miał tego problemu, ponieważ używał peleryny niewidki; miał nadzieję, że uda się im wyminąć co bardziej kłopotliwych Ślizgonów. Konsternacja na twarzy dziewczyny rosła z każdym kolejnym krokiem, gdy zapuszczali się coraz głębiej na teren Slytherinu i nieliczni mieszkańcy domu węża przypatrywali się im z ciekawością. W końcu stanęli przed gabinetem Severusa i Harry zapukał.

— Wejść.

Mężczyzna jak zwykle siedział pogrążony w papierkowej robocie, jednak w tej chwili wydawał się poszukiwać czegoś w starych księgach, które wyglądały na wzięte z Zakazanego Działu.

— Ach, pan Potter… i panna Granger — wycedził nazwisko Gryfonki dość niechętnie i wstał, okrążając biurko. — Za mną.

Hermiona popatrzyła na przyjaciela wielkimi oczami, wyraźnie nie rozumiejąc jeszcze, o co chodzi. Harry tylko uśmiechnął się do niej tajemniczo, wywołując tym powrót podejrzliwych spojrzeń. Poszli za mistrzem eliksirów do jego prywatnych kwater i Severus wrzucił do kominka trochę proszku Fiuu, by poinformować Filiusa o ich przybyciu. Po chwili mały czarodziej wyskoczył z zielonych płomieni, lądując tuż przed kanapą.

— Dzień dobry, dzień dobry. — Uśmiechnął się do nich szeroko i usiadł w fotelu, dając im znak, by spoczęli na kanapie. Severus zajął drugi fotel i przywołał zestaw do herbaty. — Profesor Snape powiedział mi, że chcielibyście odbyć u mnie staż i oczywiście z wielką przyjemnością was przyjmę.

— Będę zaszczycony mogąc uczyć się od pana. — Harry miał nadzieję, że swoim zachowaniem nie przynosi wstydu mężowi, który to wszystko zorganizował. Flitwick uśmiechnął się do niego, zerkając na jego brzuch, jakby próbując zobaczyć, czy pod obszerną szkolną szatą widać już jego zaokrąglenie i chłopak zarumienił się lekko.

Hermiona uśmiechnęła się nerwowo, zerkając na Snape'a, który swoją milczącą obecnością wprowadzał dość napiętą atmosferę.

— Oczywiście również bardzo się cieszę, że chce mnie pan przyjąć — odchrząknęła, decydując się na razie zapomnieć o mistrzu eliksirów i skupić całą uwagę na Flitwicku. — Jednak nie jestem pewna, czy to, że jestem w ciąży, nie będzie panu przeszkadzać.

— Nonsens, moja droga. — Profesor zaklęć machnął dłonią, zbywając ją, i upił herbaty z filiżanki, która wyglądała na trochę za dużą na jego dłonie. — Nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń. Jestem pewien, że z pani głową będziecie potrafili sprawnie rozłożyć obowiązki między sobą. — Odstawił filiżankę i wyczarował dwa zestawy pergaminów. — Macie tutaj umowy stażu. Gdy tylko je podpiszecie zostanę waszym mistrzem i komnaty, które przygotowywałem, będą do waszej dyspozycji.

Harry wziął pergamin z podziękowaniem, prawie czując, jak mąż patrzy na niego z dumą. Umowa była bardzo prosta, bez żadnych ukrytych kruczków, więc szybko sięgnął po leżące na stoliku pióro i podpisał ją najładniej jak potrafił swoim koślawym pismem. Hermiona chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w profesora, zanim wzięła własną umowę do podpisania. Gdy odłożyła pióro, popatrzyła na Flitwicka z oczami pełnymi łez wdzięczności.

— Dziękuję, profesorze. Nawet nie wie pan, ile to dla mnie znaczy… — Harry poklepał ją po ramieniu i dziewczyna otarła łzy spodem dłoni, dziękując w duchu, że w ostatniej chwili zrezygnowała z robienia jakiegokolwiek makijażu.

— Przyjemność po mojej stronie, panno Granger. — Flitwick skinął jej głową. — Skrzaty przeniosą wasze rzeczy, więc nie musicie się tym przejmować. Severusie, wydaje mi się, że teraz twoja kolej?

Hermiona zamrugała i popatrzyła pytająco na milczącego do tej pory profesora.

— Panno Granger. — Mężczyzna nachylił się lekko w fotelu, przeszywając ją spojrzeniem. Za jej plecami Harry przewrócił oczami. — Dalszy przebieg spotkania zależy od tego czy zgodzi się pani złożyć przysięgę. — Wyjął różdżkę i uniósł lekko brew, czekając na odpowiedź. Gryfon przysunął się do przyjaciółki i wyszeptał jej do ucha.

— Zgódź się.

Dziewczyna zerknęła na niego kątem oka i powoli przytaknęła, wyjmując różdżkę.

— Jaką przysięgę?

Niespodziewanie drzwi składziku otworzyły się z rozmachem i wypadł z nich wyszczerzony radośnie czarodziej. Snape zerwał się na równe nogi, celując w niego różdżką.

— Merlinie, Kamil, co ty tam robiłeś? I jak długo? — Severus opadł na fotel, patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem. — Mówiłem ci, że cię wezwę.

— Chciałem was zaskoczyć. — Podrapał się po karku z zakłopotaniem, drugą ręką machając do nich lekko na przywitanie. — Złe wyczucie czasu?

— Tak. — Snape wskazał mu różdżką krzesło i znów zwrócił się do Hermiony, która wyglądała jakby właśnie trafiła do jakiegoś alternatywnego uniwersum Muncha i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. — Panno Granger, proszę złożyć przysięgę, że nigdy nie zdradzi pani sekretów pana Pottera słowem, myślą czy czynem i będziemy mogli przejść dalej.

Harry szturchnął lekko przyjaciółkę i ta otrząsnęła się na tyle, by dotknąć końcem swojej różdżki tej Severusa i złożyć przysięgę. Nie widziała w niej niczego złego. W końcu jako przyjaciółka Harry'ego i tak dochowywała jego tajemnic. Teraz tylko nikt nie będzie w stanie ich z niej wyciągnąć nawet siłą. Magia oplotła ją i odetchnęła z ulgą.

— Czy teraz ktoś mógłby mi łaskawie powiedzieć, co się tutaj dzieje?

CDN
Rozdział 12

Harry bardzo chciał, żeby to Severus wytłumaczył wszystko Hermionie. Gdyby to zrobił, dziewczyna siedziałaby cicho, nie przerywając mu co chwilę, by zadać pytanie lub wyrazić niezadowolenie, że tak długo to przed nią ukrywał. Oczywiście nie skomentowała jego ciąży, bo to uczyniłoby z niej hipokrytkę, jednak na jej twarzy wyraźnie było widać niedowierzanie. Nikt nie słyszał o czarodzieju, który zaszedł w ciążę pomimo tylu zaklęć antykoncepcyjnych. Harry Potter ponownie pokazał, że jest okazem jedynym w swoim rodzaju.
W międzyczasie Kamil podał wszystkim ziołową herbatę, która wyraźnie uspokoiła Hermionę, ku wielkiej uldze zgromadzonych.
— Powiedz mi czy dobrze zrozumiałam. Jesteś w ciąży, a profesor Snape, który nawiasem mówiąc jest twoim mężem, zorganizował nam staż u profesora Flitwicka. — Harry przytaknął głową. To było znacznie lepsze podsumowanie wydarzeń niż jego prawie półgodzinna paplanina. — I próbujesz także wyjawić przekręty profesora Dumbledore’a z eliksirem aborcyjnym.
— Tak, wszystko się zgadza. — Uśmiechnął się do niej, gdy zaczęła kręcić głową z niedowierzaniem.
— Zapomniałaś o wspaniałym uzdrowicielu, który stanie się twoim, o ile będziesz tego chciała. — Kamil wyszczerzył się i zatrzepotał rzęsami niczym podlotek, zarabiając tym niewielką klątwę od Severusa.
— Nie wiem, co w ciebie dzisiaj wstąpiło, Kamil, ale radzę ci się z tego wyleczyć w trybie ekspresowym — zagroził mistrz eliksirów i zwrócił się do dziewczyny. — Zgodzi się pani, by ten… osobnik stał się pani uzdrowicielem prowadzącym? Pomimo braków w niektórych… aspektach, jest bardzo dobry w swoim zawodzie.
Po krótkiej chwili namysłu Hermiona zaaprobowała ofertę. Jeżeli profesor Snape uważał, że uzdrowiciel Serafin jest wystarczająco kompetentny i dyskretny, żeby zajmować się Harrym, to raczej nie znajdzie lepszego.
— Dobrze. Skoro już wszystko zostało wyjaśnione, pozwólcie, że was opuszczę. Gdy skończycie, przyjdźcie do mojego gabinetu, a wtedy zaprowadzę was do nowych komnat. — Profesor Flitwick zsunął się z krzesła i podszedł do kominka, biorąc garść proszku Fiuu. — Do zobaczenia, moi mili.
— Do zobaczenia. — Stażyści uśmiechnęli się do malutkiego profesora i ten zniknął w zielonych płomieniach. Kamil klasnął w dłonie i postawił swoją torbę na stoliku.
— To kto pierwszy pod różdżkę? — Zacierał ręce, patrząc z wyczekiwaniem na nastolatków.
Harry odsunął się od niego i po zerknięciu na Hermionę, uciekł z kanapy, zajmując miejsce zwolnione przez Flitwicka.
— Myślałem, że tylko Hermiona będzie miała dziś badania — powiedział, patrząc pytająco na siedzącego wygodnie męża, który tylko uśmiechnął się do niego z niewielką dawką złośliwości. Westchnął zrezygnowany. — No dobrze. Hermiona nie miała jeszcze żadnego badania, więc ona pierwsza. Zgadzasz się? — Dziewczyna przytaknęła, zaciekawiona. To doświadczenie oznaczało zapoznanie się z nową magią, a coś takiego zawsze pobudzało jej zainteresowanie.
— W porządku. Połóż się na kanapie i odsłoń podbrzusze, żebym mógł spojrzeć do środka. — Kamil wyciągnął z torby tubkę znajomego Harry'emu żelu i postawił na stoliku, podczas gdy Hermiona wykonała jego polecenie. Bez luźnej szkolnej szaty i swetra jej brzuch był naprawdę pokaźnych rozmiarów i Harry dziwił się sobie, że nie zauważył go wcześniej. Może przyjaciółka stosowała jakieś zaklęcia maskujące? Nie, nie mogła. Przecież nie wiedziała, że jest w ciąży. Myślała tylko, że przytyła. Serafin rzucił kilka zaklęć diagnozujących, marszcząc brwi, gdy analizował pokazujące się wyniki.
— Coś nie tak? — Hermiona przygryzła dolną wargę, zaczynając się niepokoić.
— Kilka niestandardowych wyników, ale nie ma się czym martwić — powiedział, uśmiechając się do niej swoim profesjonalnym uśmiechem uzdrowiciela, jakim jeszcze nigdy nie obdarzył Harry’ego. Chłopak nie wiedział, co o tym myśleć. Kilka zaklęć później posmarował ją żelem, zaskakując zimną temperaturą substancji. — Ups, przepraszam.
Harry prychnął rozbawiony. Jeśli wcześniej miał jakieś wątpliwości, że uzdrowiciel robił to specjalnie, to teraz całkowicie się rozpłynęły. Hermiona również popatrzyła na Serafina, nie wierząc w szczerość przeprosin. Harry nachylił się lekko, by lepiej widzieć projekcję dziecka. Kątem oka zauważył, że Severus zrobił to samo. U niego nie byli w stanie niczego rozpoznać i musieli zdać się na Serafina, jednak u Hermiony wszystko było widać bardzo wyraźnie. Główkę, rączki, nóżki…
— Śliczna, zdrowa dziewczynka.
Gryfonka wyszczerzyła się promiennie. Mało brakowało, a zapiszczałaby ze szczęścia. Wpatrywała się w lekko poruszające dziecko niczym zahipnotyzowana. Teraz, gdy nie musiała się już martwić wyrzuceniem ze szkoły i pierwszy szok minął, była w stanie spojrzeć na nie zupełnie nowymi oczami. Jej mały, własny cud. Serafin zaczął grzebać w swojej torbie, wyjmując buteleczki, których Harry do tej pory nie widział.
— A teraz wypij te eliksiry. Duszkiem. Tu masz wodę do popicia.
Dziewczyna krzywiła się okropnie po każdej miksturze, opróżniła całą szklankę wody i opadła na kanapę, mając nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała tego robić. Harry starał się nie pokazywać swojego zaniepokojenia. Musiał zażywać eliksiry, aby zapewnić dziecku witamin, jednak te nie były podobne do jego. Hermiona po nich odpłynęła i uzdrowiciel wpatrywał się przez kilka minut w obraz na jej brzuchu, machając od czasu do czasu różdżką. Harry odniósł wrażenie, że dziecko się przemieściło, jakby zostało przesunięte. W końcu Serafin skończył i wytarł żel. Wyglądał na zadowolonego, więc Harry uznał, że cokolwiek było problemem, udało mu się to naprawić. W międzyczasie Hermiona zasnęła i teraz cicho pochrapywała.
— Coś było nie tak? — zapytał, gdy Kamil powiększył fotel, by móc przebadać Harry'ego.
— Płód zagnieździł się nisko, co mogłoby wywołać krwawienia. Wolałem na wszelki wypadek to naprawić. Później, gdyby doszło do komplikacji, nie byłoby to już możliwe. Koszula do góry, pora na twój ulubiony żel. — Serafin uśmiechnął się do niego złośliwie. Severus wstał i stanął nad nim, aby mieć jak najlepszy widok.
— Chyba twój ulubiony… — Harry'emu nie udało się powstrzymać drgnięcia, gdy okropnie zimna substancja dotknęła jego ciepłej skóry. Czy to naprawdę musiało być takie zimne? Wkrótce wpatrywał się w swój brzuch tak samo jak wcześniej Hermiona. Severus przekrzywił głowę i zmarszczył brwi.
— Tutaj wszystko perfekcyjnie. Wyraźnie po tatusiu. — Poklepał Snape’a po ramieniu, na co ten się skrzywił i odsunął od przyjaciela. — Uroda oczywiście po mamusi…
— Kamil! — warknął Severus, piorunując dzisiaj wyjątkowo nadpobudliwego mężczyznę wzrokiem. — Wątpię czy w tej chwili możesz cokolwiek na ten temat powiedzieć. Widać tylko nieforemne tkanki i jeszcze minie trochę czasu, zanim zobaczymy jakieś rysy twarzy.
Harry obruszył się. To nie były jakieś nieforemne tkanki tylko ich dziecko. Severus czasami był tak strasznie pozbawiony wyobraźni. Jak mógł nie widzieć tych trzech zgrubień? Kiedy się zmrużyło oczy, to jedno wyglądało jak głowa, drugie jak brzuszek, a trzecie jak jeszcze nieukształtowane nogi. Nie znał tak dobrze szczegółów rozwoju zarodkowego, jednak to co widział pasowało idealnie do wyobrażenia, które posiadał. I schematów w klasie wychowania seksualnego.
— Myślę, że mój pacjent się z tobą nie zgadza, Severusie. — Serafin zakończył zaklęcie i wytarł żel. Kilka machnięć różdżką i wiedział już wszystko, czego potrzebował. — Eliksiry odżywcze i wzmacniające pociągniemy przez ten miesiąc. Dobrze by było, gdybyś zaczął ograniczać używanie magii. — Obaj tatusiowie popatrzyli na niego zaskoczeni. Normalnie w męskiej ciąży ograniczanie magii trzeba było stosować dopiero w ostatnim trymestrze, gdy już dość trudno się nad nią panowało. Jeżeli wszystko było w porządku, to dlaczego miał zaczynać już teraz? — Masz tam po prostu strasznego głodomora. — Serafin wyszczerzył się rozbawiony i podał Severusowi pergamin z zapisanymi uwagami. — Jeżeli chodzi o pannę Granger, to również będziesz ją zaopatrywał? — Snape zerknął na swojego męża i widząc jego spojrzenie, przytaknął. — Pół porcji eliksiru odżywczego dziennie powinno być dla niej wystarczające. I nie mówcie jej o moim zabiegu. Wszystko naprawione, więc nie ma się czym przejmować. — Serafin schował swoje rzeczy do torby i klasnął radośnie w dłonie. — A teraz wybaczcie, że już was opuszczę. Mam bardzo ważne spotkanie z tą Brunhildą. — Mrugnął do Severusa porozumiewawczo i ten popatrzył na niego zaskoczony, podczas gdy Harry prychnął rozbawiony. Gdzie on wynajdywał czarownice o takich imionach?
— Nigdy bym nie przypuszczał, że da ci szansę. Jesteś pewien, że to nie z litości? — Snape patrzył na przyjaciela z powątpiewaniem. Kimkolwiek ta Brunhilda była musiała być naprawdę niezłą partią, doszedł do wniosku Harry.
— Więcej wiary, człowieku, więcej wiary! — Uzdrowiciel klepnął mocno Severusa po ramieniu. — To do zobaczenia na przyszłej wizycie. Myślę, że za miesiąc, jednak jeżeli coś się stanie, to nie zawahajcie się mnie wezwać nawet w środku nocy.
Harry pomachał Serafinowi na pożegnanie i popatrzył na śpiącą Hermionę. Dziewczyna pochrapywała sobie smacznie. Po ostatnich stresach potrzebowała snu, więc zdecydował się jej nie budzić. Zamiast tego przywołał koc z sypialni, przykrył ją i uśmiechnął się. Cieszył się, że nie będzie w tym wszystkim sam, gdy już szkoła i Dumbledore dowiedzą się o jego stanie. Miał też zamiar być oparciem dla Hermiony. Merlin wiedział, że będzie tego potrzebowała.
— Masz dzisiaj jakieś szlabany? — zapytał męża, gdy ten sięgnął po teczki umieszczone w dolnej szufladzie biurka. Wszystkie miały zielony pasek, więc przypuszczał, że należały do uczniów Slytherinu.
— Mam dziś rozmowy ze Ślizgonami z szóstego i siódmego roku oraz spotkanie ze znajomym, ale wieczorem powinienem być wolny.
— Żadnego sprawdzania prac, warzenia eliksirów, przygotowywania składników? — dopytywał się, próbując zwalczyć szeroki uśmiech. W końcu będą mieli trochę czasu dla siebie. Już prawie nie pamiętał, kiedy byli ze sobą i już nie mógł się doczekać.
— Dzisiaj nie. — Severus uśmiechnął się kącikiem ust i odwrócił do wyjścia. — Do zobaczenia wieczorem.
— Pa. — Głupi uśmiech nie zniknął z twarzy Harry'ego jeszcze przez dobrą godzinę, w czasie której zajął się jedzeniem, czytaniem książki, marzeniem o wieczorze i ogólnie czekaniem aż jego przyjaciółka w końcu się obudzi i będą mogli się udać do pokoi przygotowanych przez Flitwicka.

oOo
Komnaty okazały się dość proste, chociaż po ponad pięciu latach ścisku w dormitorium Gryffindoru były niczym spełnienie marzeń. Ukryte tradycyjnie za obrazem wejście prowadziło do wygodnego pokoju dziennego, w którym były cztery drzwi do osobnych sypialni. Każda miała własną łazienkę, co Harry powitał z zadowoleniem. W prawdzie nie były tak wspaniałe jak te nauczycieli czy prefektów, jednak były zdecydowanie bardziej komfortowe niż te w dormitoriach. Ich wspólny gabinet mieścił się tuż obok gabinetu Flitwicka i był z nim połączony przesłoniętym łukiem. Jedyną wadą, jaką zauważył Harry, był jedyny kominek w pokoju dziennym - nie będzie miał zbyt wiele prywatności przy przekradaniu się do komnat Severusa. Skrzaty umieściły już ich rzeczy w dwóch sypialniach i zauważył, że z jego szkolnych szat zniknęły gryfońskie lamówki i znak na piersi. Zamiast tego miał teraz herb z różdżką i jedną gwiazdką, a lamówki były białe. Szybko zmienił szatę, a dotychczasową wrzucił do kosza na brudy.
— Gotowy? Musimy jeszcze omówić z mistrzem Flitwickiem szczegóły i wziąć od niego materiały. — Hermiona pojawiła się w drzwiach jego pokoju, również przebrana.
— Musimy też porozmawiać z Ronem — przypomniał jej, na co dziewczyna trochę posmutniała, jednak zaraz wzięła się w garść i razem pomaszerowali do gabinetu profesora. Flitwick przywitał ich radośnie i od razu przeszedł do rzeczy.
— Panno Granger, na razie zajmie się pani zajęciami z trzecim rokiem, podczas gdy pan Potter przejmie pierwszy. Drugim się podzielicie. — Podał im pęczki pergaminów. — Tutaj macie schematy zajęć, które mogą się wam przydać, jak również moje uwagi odnośnie umiejętności poszczególnych uczniów. A tutaj — przesunął w ich stronę stos prac — eseje do sprawdzenia na wtorek i środę. Nie krępujcie się do mnie przyjść w razie pytań. Macie kilka już ocenionych esejów, byście mieli jakieś odniesienie.
Harry wiedział już z doświadczenia, ile czasu najprawdopodobniej będzie musiał poświęcić na sprawdzenie tych wypocin. A do tego przygotowanie się do poprowadzenia czterech lekcji z pierwszakami i dwóch z drugim rokiem, jako że zaklęcia odbywały się dwa razy w tygodniu. Hermiona przyjęła to wszystko ze znacznie większym entuzjazmem.
— Teraz jeżeli chodzi o waszą naukę. Przygotowałem wam spis tematów i książek, które macie opracować w ciągu tego miesiąca. Jeżeli chcecie, wciąż możecie uczęszczać na zajęcia, które nie będą kolidowały z waszymi obowiązkami. Musicie tylko uprzedzić wcześniej mnie i prowadzącego profesora. Nie jesteście już w Gryffindorze, więc możecie brać udział w zajęciach z innym domem.
Hermiona bardzo się z tego ucieszyła i od razu po sprawdzeniu rozkładu zajęć, zadeklarowała, na jakie lekcje będzie chodzić. Harry stwierdził, że musi to jeszcze przemyśleć. Chciał najpierw ustalić z przyjaciółką optymalny. Taki, który będzie też funkcjonował, gdy dzieci przyjdą na świat i będą musieli wymieniać się obowiązkami. W przeciwieństwie do Hermiony nauka nie była dla niego priorytetem i nie chciał brać na siebie więcej niż to konieczne. Na stażu mieli praktycznie nieograniczoną ilość czasu na zrealizowanie materiału normalnie ściśniętego w jeden rok szkolny. Podzielili się esejami i poszli do swojego gabinetu, by zacząć pracę.

oOo
Gdy szli korytarzem w stronę wieży Gryffindoru, nieliczni mijani uczniowie zatrzymywali się lub obracali głowy, by lepiej się im przyjrzeć. Od wielu lat nikt nie widział ucznia ubranego w szaty Hogwartu z obcymi zdobieniami i teraz były już prawie nierozpoznawalne. Harry był pewien, że ktoś domyśli się, iż byli stażystami, jednak wątpił, czy odgadną ich mistrza. Może nawet dowiedzą się dopiero na zajęciach z zaklęć. To byłoby z jednej strony zabawne, a z drugiej trochę kłopotliwe. Pokręcił głową i zerknął na przyjaciółkę, która wydawała się każdym krokiem być coraz bardziej zestresowana.
— Spokojnie, Hermiono. Nieważne jaka będzie reakcja Rona, wszystko się ułoży — próbował ją pocieszyć. Miał nadzieję, że uda się złapać rudzielca poza wieżą i zaciągnąć do jakiejś pustej klasy, by nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Niestety wiedział, że Ron przedkładał siedzenie w pokoju wspólnym nad spacerowanie po zamku i dlatego, dość okrężną drogą, właśnie tam zmierzali.
— Wiem, ale i tak czuję się okropnie. Pewnie po wszystkim nawet nie będzie w stanie na mnie patrzeć, a co dopiero się przyjaźnić czy nawet kolegować. — Hermiona westchnęła i skrzywiła lekko, gdy portret Grubej Damy znalazł się w zasięgu ich wzroku. Dotarli tu znacznie szybciej niż się tego spodziewała. Trzeba było skręcić dwa korytarze wcześniej i przejść zachodnim skrzydłem. Wiedziała, że to głupie, ale przynajmniej odwlekłaby tę rozmowę o jakieś dodatkowe piętnaście lub dwadzieścia minut. Gruba Dama uśmiechnęła się na ich widok.
— Witam wspaniałych stażystów. Za moich czasów nauka u mistrza była prawdziwym zaszczytem…
— Karuzela co niedziela — Harry powiedział szybko hasło, na co portret z niezadowoleniem odsłonił przejście. Gdy nie było dobrych tematów do plotek, Gruba Dama potrafiła rozwodzić się godzinami o czasach jej młodości. Pokój wypełniony był gwarem rozmów uczniów grających w przeróżne czarodziejskie gry i plotkujących po kątach, tylko nieliczni próbowali czytać lub odrabiać lekcje. Ich wejście przeszło niezauważone, jednak w miarę jak zbliżali się do kominka i siedzącego na kanapie Rona, zaczęło podążać za nimi coraz więcej spojrzeń. Pojawiły się też szepty. Trudno było nie zauważyć nagłej zmiany w ich garderobie. Rudzielec czytał jakąś gazetę o quidditchu i podniósł wzrok, dopiero gdy w pokoju zrobiło się wyraźnie za cicho.
— O, jesteście w końcu. Gdzie was poniosło...? — Ron zauważył nowy kolor i emblemat na ich szatach i jego brwi powędrowały do góry. Harry uśmiechnął się do niego nieznacznie.
— Chodź, znajdziemy odosobnione miejsce.
Weasley przytaknął i przeszli do pustej klasy. Harry zdecydował się na nią, a nie dormitorium, by byli na neutralnym terenie. Hermiona tego potrzebowała, a sam Ron nie zrobi sceny jakąś spektakularną ucieczką na oczach wszystkich Gryfonów. Chłopak posmutniał nieco wiedząc, że nie mógł powiedzieć Ronowi o swojej ciąży. Obiecał Severusowi i wiedział, że tak będzie lepiej. Minęły dopiero dwa miesiące i upłynie jeszcze trochę czasu, zanim nie będzie w stanie już dłużej jej ukrywać. Nawet po tym wciąż będzie musiał utrzymywać w tajemnicy wszystko odnośnie Severusa. Ale może… może już do tego czasu Voldemort znowu zniknie, albo uda się go pokonać. Nadzieję zawsze można było mieć, prawda?
Hermiona rzuciła kilka bardziej zaawansowanych zaklęć prywatności i Ron popatrzył na nich wyczekująco.
— Więc? O co chodzi z tymi nowymi szatami? — zapytał, gdy cisza się przedłużała.
— Zostaliśmy stażystami u profesora Flitwicka. — Harry wciąż stał opok Hermiony, starając się ją wesprzeć chociaż swoją obecnością. Ron tymczasem oparł się o jedną z ławek i zmarszczył brwi, zerkając to na swojego przyjaciela, to na dziewczynę, z którą chodził. Miał bardzo złe przeczucie, co zdarzyło się mu pierwszy raz w życiu i nie wiedział, co z tym zrobić. Pamiętał fragmenty rozmów o tym, że staż u mistrza jest honorem, jednak jest też wieloletnią harówką i dlatego w dzisiejszych czasach nikt się na to nie decydował, jeżeli miał pieniądze na kursy w Ministerstwie albo wystarczająco dobre oceny, by dostać się na uniwersytet. Nie rozumiał więc, skąd u jego przyjaciół tak nagła decyzja. Ale skoro to było tym, czego chcieli, odrzucił niepokój i uśmiechnął się do nich.
— Wobec tego gratulacje. Chyba powinniśmy to uczcić, prawda? To znaczy bycie stażystą i w ogóle, to taki zaszczyt, no nie?
Harry popatrzył na Hermionę, która wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. Przełknęła gulę w gardle i zamknęła oczy, a gdy otworzyła je ponownie, na twarzy miała wymalowaną determinację.
— Ron, powinieneś wiedzieć, że powodem mojego pójścia na staż jest to, że… że… jestem w ciąży. — Głos się jej załamał, ale dotarła do końca i teraz oboje patrzyli na przyjaciela, który zdezorientowany trawił tę wiadomość.
— Ono nie jest moje, prawda? — zapytał. — To znaczy, nie poszliśmy na całość i w ogóle, więc nie może być moje. — Zmarszczył brwi i wygiął wargi z niesmakiem, gdy dotarło to do niego w pełni, co się stało. Hermiona musiała go zdradzić i teraz była z tym kimś w ciąży. Jego pierwszą myślą było podziękowanie Merlinowi, ponieważ bał się reakcji mamy, gdyby to on okazał się być ojcem dziecka. Nie dość, że przed ślubem czy nawet narzeczeństwem, to jeszcze nie miał siedemnastu lat!
— W wakacje spotkałam przypadkiem Viktora. Rozmawialiśmy, wspominaliśmy. Wypiliśmy za dużo i skończyliśmy w łóżku. — Hermiona ukryła twarz w dłoniach, nie mogąc patrzeć na wściekłość i zazdrość na twarzy Rona, które pojawiły się, gdy padło imię Kruma. Ron był wielkim fanem quidditcha, jednak samo wspomnienie bułgarskiego szukającego potrafiło doprowadzić go do furii.
— Więc puściłaś się z nim, chociaż byłaś moją dziewczyną? Zdradziłaś mnie! A TY, mój najlepszy PRZYJACIEL, widziałeś o tym?! — Przeniósł swoje rozwścieczone spojrzenie na Harry’ego, który skrzywił się pod tym oskarżeniem.
— Tak, wiem od paru dni — powiedział prawdę, ale Ron był już zbyt wściekły, by go wysłuchać. Podszedł do drzwi, ale przed wyjściem, wyrzucił jeszcze z siebie:
— Najlepsi przyjaciele tak nie postępują. Nie chcę was widzieć, ani z wami rozmawiać!
Trzasnął drzwiami i Hermiona w końcu się popłakała. Cóż, reakcja Rona nie była zaskoczeniem dla żadnego z nich, ale i tak zabolała. Zwłaszcza dziewczynę, która mimo wszystko najwyraźniej miała nadzieję, że jej kochany rudzielec jej nie odtrąci. Harry liczył na to, że Ron uspokoi się w ciągu najbliższych dni… tygodni i znów będą przyjaciółmi. Nie chciał go stracić tylko dlatego, że rozstał się z Hermioną. Oczywiście Ron będzie uważał, że Harry trzyma stronę jego niewiernej dziewczyny i to może znacznie przeszkodzić w kontynuowaniu ich przyjaźni, ale może w końcu się pogodzą, tak jak to było na czwartym roku.
Przytulił Hermionę, wiedząc, że pomimo winy potrzebuje pocieszenia.
— Mia… miałam na… na… dzieję…
— Ciii, wiem, Hermiono, wiem.

oOo
Obiad jedli przy osobnym stoliku, razem z trójką innych, starszych stażystów. Ron i Lavender siedzieli blisko siebie, cicho rozmawiając; dziewczyna co rusz poprawiała Ronowi włosy. Harry dziękował niebiosom, że Hermiona nie rozpłakała się ponownie na ten widok. Prawdę mówiąc była tak bardzo pochłonięta posiłkiem, że możliwe, iż nawet tego nie zauważyła.

oOo
Harry wyszedł z kominka w komnatach mistrza eliksirów i rozejrzał się po pustym salonie. Severusa nie było też w sypialni i łazience. Najwyraźniej jeszcze nie wrócił ze spotkania z przyjacielem. Zastanawiał się, co robić do czasu jego przybycia. Nie miał ochoty na czytanie czy kolejne sprawdzanie niekończących się stosów prac domowych i sprawdzianów. Wprawdzie Severus powiedział, że dziś ma wolny wieczór, ale Harry wiedział, że gdyby się postarał, mógłby znaleźć upchane gdzieś wypociny uczniów. Może nawet swoje własne… Odrzucił tę myśl i przeszedł z powrotem do sypialni. Lepiej zrobi, jeśli poczeka na męża tutaj Może nawet czymś go zaskoczy. Uśmiechnął się psotnie i wskoczył na łóżko. Po tylu tygodniach abstynencji drżał z niecierpliwości. A po dramacie między Ronem i Hermioną naprawdę tego potrzebował.
Wstał. Zostawił lekko uchylone drzwi, zapalił kilka świeczek, ustawił je dookoła pokoju i zaczął się rozbierać. Oby Severus wrócił szybko…

oOo
Mistrz eliksirów wszedł do swoich komnat zadowolony z wyniku spotkania z kolegą po fachu. Johua przybędzie jutro do Hogwartu, by podpisać z dyrektorem umowę o pracę i od poniedziałku zajmie się nauczaniem młodszych roczników. Nareszcie nie będzie musiał zmagać się z kompletnymi imbecylami. Teraz pozostaną mu tylko tacy, którzy chociaż potrafią odróżnić bagietkę od mieszadła.
Zrzucił z siebie wierzchnie szaty i zauważył w sypialni przytłumione, migotliwe światło. Wiedział, kto może tam być, jednak ostrożności nigdy za wiele. Podszedł cicho do uchylonych drzwi i ukradkiem zajrzał do środka. Widok prawie odebrał mu dech w piersiach.
Nagi Harry leżał wygodnie na łóżku, w pozycji pozwalającej Severusowi widzieć dokładnie jego poczynania. Jedną dłonią powoli gładził twardego członka, a drugą, błyszczącą od nawilżacza, przygotowywał wejście.
— Severusie… — wymruczał jakby w gorączce. Napotkał rozpalone spojrzenie Snape'a. Ach, więc został przyłapany. Severus przekroczył próg sypialni i zaczął się powoli rozbierać. — Złośliwiec… — Harry wysunął z siebie palce i odetchnął, następnie przesunął się nieco w górę posłania, oparł o poduszki i z uśmieszkiem obserwował striptiz męża. Jego dłoń poruszała się od czasu do czasu na sztywnym członku.
— Podoba się?
— Mmhm. Numer trzy… dwa — poprawił się Harry, gdy Severus zdjął ostatni element garderoby — na mojej liście ulubionych.
— Doprawdy? A co jest na pierwszym miejscu? — Snape wszedł na łóżko i nakrył swoim ciałem uśmiechniętego szeroko Harry'ego. Odtrącił jego dłoń i zaczął pocierać o siebie ich erekcje. Chłopak zajęczał i rozstawił szerzej nogi, jednocześnie oplatając ramionami plecy kochanka. Severus pochylił głowę i wytyczył ścieżkę pocałunków wzdłuż jego szyi.
— Och… zgadnij… a najlepiej kochaj się ze mną…
Kimże był Severus, by odmówić swojemu mężowi, gdy ten tak ładnie prosił? Przez pracę i stres zaniedbywał ostatnio ciężarnego partnera. Przysiągł sobie w duchu, że się zrehabilituje i zaczął postanowienie wcielać w życie, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności i znajomość ciała kochanka. Już po chwili Harry stał się jęczącą masą przyjemności. Chłopak przytulał go do siebie tak mocno, jakby od tego zależało jego życie.
— Tak, Sseverusssie, tak…
Słowa Harry'ego coraz bardziej zaczynały przypominać syk wężomowy i Severus wiedział, że niedługo dojdzie. Przyspieszył ruchy, czując w sobie przemożne pragnienie przeżywania spełnienia wspólnie z Harrym, jego Harrym.
Czasami w trakcie uniesienia i tak niesamowitej bliskości z drugim człowiekiem, gdy wszystko jest ograniczone do tu i teraz, może dojść do przestawienia wartości, do wielkiego olśnienia. Snape właśnie go doświadczył.
Po wszystkim, gdy Harry już spał zaspokojony, Severus odgarnął kosmyk wilgotnych włosów z twarzy męża i zastanowił się, dlaczego przez ostatnie tygodnie uważał, że praca była znacznie ważniejsza od ich bliskości?

oOo
Narcyza krążyła po pokoju, doglądając ostatnich drobiazgów. Przekąski i napoje zostały ułożone na stole w artystycznej kompozycji, która miała się kojarzyć z dobrobytem i płodnością. Wpadła na ten pomysł, gdy usłyszała o temacie spotkania zainicjowanego przez Lucjusza dla ważnych osobistości. Miała nadzieję, że choć część z nich doceni jej pracę i inwencję. Spotkanie miało się odbyć w Błękitnym Pokoju, który swoją kolorystyką i ogólną atmosferą (zaklęcia wplecione w żyrandol i świeczniki) sprzyjał logicznemu myśleniu oraz podejmowaniu właściwych decyzji. Niestety odcienie niebieskiego nie zachęcały do jedzenia, dlatego też z wielką starannością dobrała dodatki, by temu zapobiec. Śmierciożercy lub Mroczny Pan, jeżeli już jadali z nimi, byli zazwyczaj zbyt przyziemni, by docenić owoce jej starań. Jednak dziś pojawi się u nich prawdziwa śmietanka towarzyska. Tym razem przy stole znajdą się osoby z wyższych sfer, które będą w stanie zauważyć i docenić jej inwencję. Poprawiła nieznacznie wazon z kwiatami, stojący przy zdobionych złotem drzwiach i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Do trzynastej pozostało pięć minut. Byli gotowi.

cdn


10.



Lucjusz Malfoy szedł korytarzem Ministerstwa Magii jakby był właścicielem tego miejsca. Kroczył dumnie i z wyćwiczoną gracją, która po tylu latach przychodziła mu już naturalnie. Drogi płaszcz powiewał za nim, przyciągając wzrok błyskami srebrnych nici, a buty ze smoczej skóry stukały miarowo o marmurową posadzkę. W końcu zatrzymał się przed najbardziej zdobnymi drzwiami w całym gmachu Ministerstwa i otwarł je z rozmachem, pomimo protestów truchtającej za nim dość atrakcyjnej kobiety. Minister Magii Korneliusz Knot wpatrzył się w niego z lekko otwartymi ustami, trzymając w jednej dłoni nadjedzony rogalik, a w drugiej filiżankę z herbatą.

— Bardzo przepraszam, panie Ministrze — zapiszczała sekretarka, tarmosząc nerwowo skrawek swojej szaty wykonanej z materiału drugiego gatunku, z którego w rezydencji Malfoyów robiono odzienia dla skrzatów domowych. Lucjusz opadł elegancko na wygodny fotel naprzeciwko biurka, przy którym siedział wciąż zaskoczony Knot. Odchrząknął. Korneliusz od razu zdał się wyrwać ze swojego chwilowego zamroczenia i machnął ręką, zbywając sekretarkę.

— Nic się nie stało, Bernadetto. Lord Malfoy jest u mnie zawsze mile widziany. — Uśmiechnął się do siedzącego przed nim mężczyzny, a widząc, że czarownica wciąż stoi, zmarszczył brwi. — Na co czekasz? Przynieś panu Malfoyowi herbatę.

— T-tak, panie Ministrze. — Sekretarka potruchtała z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi.

— Co cię sprowadza z tak nagłą wizytą, Lucjuszu? Nie żebym miał coś przeciwko.

Malfoy zazgrzytał w myślach zębami na taką poufałość. Niestety musiał przecierpieć niektóre rzeczy, jeżeli chciał mieć rozległe wpływy, a pozwalanie idiotom na zwracanie się do niego po imieniu należało do jednej z nich. Na szczęście Knot miał wystarczająco dużo oleju w głowie, by robić to, gdy byli sami. Zazwyczaj.

— W czasie posiedzenia Rady Nadzorczej Hogwartu wyszła na wierzch bardzo niepokojąca sprawa. — Drzwi gabinetu znów się otwarły i Bernadetta postawiła przed Lucjuszem herbatę, a na środku biurka talerz z rogalikami. Ponownie cicho ich opuściła, nie czekając, aż Malfoy jej podziękuje. Lucjusz popatrzył na napój z ledwo skrywaną odrazą. Ta tania herbata z pewnością nie dozna zaszczytu przepłynięcia przez jego układ pokarmowy.

— Jaka sprawa? — Oczy Knota rozbłysły na myśl o zaszkodzeniu Dumbledore’owi. Pomimo ciągłych pytań starca o opinię w różnych kwestiach, minister widział go głównie jako zagrożenie i z wielką ochotą by się go pozbył. Ogromną radość sprawiało mu ograniczanie wpływów Albusa, chociaż okazje do tego pojawiały się bardzo, ale to bardzo rzadko.

— Comiesięczne pojenie uczniów eliksirem aborcyjnym. Jeszcze nie wiemy, którym dokładnie. Rada postanowiła powierzyć dochodzenie Ministerstwu jako stronie obiektywnej. — Lucjusz spodziewał się po Knocie różnych reakcji. Głównie czegoś zawierającego przerażenie, oburzenie, satysfakcję na myśl o tak wspaniałej okazji do wykazania się. Jednak nie spodziewał się, że Korneliusz nagle spoważnieje i jakby zamknie w sobie. Jego spojrzenie stało się dziwnie mroczne i Malfoy pierwszy raz w życiu poczuł się niepewnie w obecności ministra. Czarodziej jeszcze nigdy nie pokazał przed nim tej strony swego oblicza. Prawdę mówiąc nawet nie przypuszczał, że Knot ma jeszcze jakąś twarz poza tą, którą pokazywał na co dzień. Nie zdziwiłby się, gdyby nikt o niej nie wiedział.

— Będzie najlepiej, Lucjuszu, jeżeli nie będziesz rozgłaszał takich niczym nie popartych plotek. — Słowa ministra zadźwięczały dziwnie w cichym gabinecie. Knot nachylił się lekko w jego stronę, uważnie go obserwując. — Przekaż Radzie, że dochodzenie Ministerstwa wykazało, iż nie był to eliksir aborcyjny, a standardowy antykoncepcyjny i był podawany uczniom od czwartego roku wzwyż. Nadmienię, że zgodnie z umową, którą podpisują wszyscy opiekunowie, gdy wysyłają swoje dzieci do Hogwartu. Akt czterysta siedemdziesiąty pierwszy, paragraf sto piąty, punkt szesnasty.

Lucjusz patrzył na ministra z niedowierzaniem. Powoli przytaknął, wstał i opuścił gabinet, wciąż nie wierząc własnym uszom. Był pewien, że niczego takiego nie podpisywał. Knot coś kręcił i to najwyraźniej z Dumbledore’em, a Malfoy nie byłby sobą, gdyby nie przeprowadził w tej sprawie własnego dochodzenia. Owszem, przekaże wieści Radzie, jednak wybranym jej członkom przedstawi swoje wątpliwości i przy ich pomocy dojdą prawdy. Pomyślał o cierpieniu Narcyzy i prawie warknął rozeźlony. Prędzej zniszczy Hogwart i całe Ministerstwo, niż pozwoli odpowiedzialnym za to osobom dalej żyć w spokoju.

***
Korneliusz Knot westchnął, wpatrując się w swoją stygnącą herbatę. Wiedział, że kiedyś ktoś coś zauważy, że zaczną zadawać pytania i wysnuwać wnioski. Miał tylko nadzieję, że nie będzie to za jego kadencji, że do tego czasu odejdzie już na spokojną emeryturę i przeprowadzi się na Karaiby, by tam beztrosko opalać się w towarzystwie pięknych, półnagich tancerek. Niestety brudy przeszłości zaczynały grozić wypłynięciem na wierzch. I to na dodatek cudze brudy, chociaż jeżeli społeczeństwo magiczne się o tym dowie, to obwinią właśnie jego. Ponieważ milczał. Ponieważ nic nie zmienił. Niczego nie zrobił… Jakby mógł zrobić cokolwiek. Gdy dziesięć lat temu objął urząd Ministra i się dowiedział… Naprawdę się starał, próbował coś zmienić i w pewnym sensie to się udało. Ale spróbuj cokolwiek zmienić w społeczeństwie, które samo siebie związało swoim zadufaniem w sobie i krótkowzrocznością.

Westchnął jeszcze raz, przecierając oczy. Przeżywanie na nowo przeszłości nie miało teraz żadnego sensu. Miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, jak na przykład zacieranie śladów i powiadomienie Dumbledore’a o zaistniałej sytuacji. Powinien też przydzielić grupkę zaufanych osób do przeprowadzenia fikcyjnego dochodzenia i napisania przekonujących raportów, które potwierdzałyby to, co powiedział Malfoyowi. Dlaczego to właśnie Lucjusz musiał się tym zainteresować? Pewnie planował tę sytuację wykorzystać do przysłużenia się swojemu Panu i przez to nie będzie chciał tego zostawić w spokoju.

Niektórzy po prostu nie rozumieli, że pewnych rzeczy nie powinno się dotykać nawet trzymetrowym kijem, a co dopiero wyciągać je na światło dzienne.

***
Severus jęknął i ukrył twarz w poduszce. Była dopiero czwarta trzydzieści rano, a raczej w nocy, i ostatnie na co miał ochotę, to opuszczenie prawie doskonałego łóżka. Prawie, ponieważ nie było w nim jego męża. Jednak na razie musiał się zadowolić tym, co miał, prawda? Budzik zadźwięczał drugi raz i mężczyzna w końcu zmusił się do wstania. Przez przeklętego Albusa i jego zlecenia przespał tej nocy tylko dwie godziny i miał ochotę pogrążyć w równie złym nastroju każdego, kogo tylko napotka na swojej drodze. Ubrał się szybko i ruszył do pokoju nauczycielskiego na czwartym piętrze. Nie miał zielonego pojęcia, co takiego mogło się wydarzyć, że Dumbledore wysłał wieczorem zawiadomienia o porannym zebraniu. Normalnie spotykali się w niedzielę wieczorem, aby podsumować tydzień zmagań z bachorami i to wystarczało. Severus skrzywił się i wszedł do komnaty. Większość kadry już była. Z zaskoczeniem zauważył nawet Trelawney, która zazwyczaj opuszczała nudne zebrania; te ciekawe zresztą też. Widział tę kobietę chyba tylko trzy razy w roku… Potrząsnął głową. Nieważne. Zajął miejsce w najbardziej odosobnionym fotelu i czekał. Jakieś pięć minut później wkroczyła McGonagall, a tuż za nią grobowo wyglądający Dumbledore. Chwilę po nich wśliznęła się do pomieszczenia Poppy, a za nią Filch. Severus wiedział, że zaraz nastąpi jakaś historyczna chwila. Jeszcze nigdy w czasie jego nauczycielskiej kariery Sybilla, Poppy i Filch nie pojawili się razem na zebraniu.

— Dzień dobry, moi drodzy. — Dumbledore wstał, tym samym uciszając dotychczasowe rozmowy. — Jak wiecie wczoraj odbyło się zebranie Rady Nadzorczej, która wprowadziła nowe rozporządzenia dotyczące rozliczania pracowników Hogwartu. Dla wielu z nich nie jest to najlepszy czas na wdrożenie i osobiście wolałbym, aby weszły w życie dopiero od początku nowego semestru. Jednak Rada zadecydowała inaczej. Główną zmianą jest wprowadzenie trzydziestosześcio godzinnych etatów jako podstawę do wynagrodzenia profesora. Jeżeli ktoś ma mniej godzin zajęć tygodniowo, jego pensja będzie proporcjonalnie niższa. Jeżeli więcej, będzie musiał zostać przyjęty stażysta lub dodatkowy nauczyciel.

Severus zamrugał zaskoczony. Nie mógł wziąć stażysty, ponieważ wciąż był za młody, ale gdyby został zatrudniony dodatkowy nauczyciel… Skąd nagle w Radzie pojawił się taki pomysł? I to akurat teraz? Zmrużył podejrzliwie oczy.

— Profesor McGonagall zaproponowała kilka rozwiązań, jednak wydaje mi się, że najlepszym będzie, gdy ewentualni nowi profesorowie zajmą się młodszymi rocznikami. Jeżeli macie jakieś sugestie dotyczące tego, kto mógłby do nas dołączyć, z chęcią ich wysłucham, ponieważ przy tak nagłym pojawieniu się wolnych etatów nie jestem pewien, czy uda mi się je zapełnić na czas normalną procedurą.

Dyrektor popatrzył na Sprout, a następnie zatrzymał wzrok na zamyślonym Severusie. Znał kilku mistrzów, którzy z chęcią przyjęliby ciepłą posadkę w Hogwarcie…

— Mogę zaproponować Elizę Orzeszek. — Pomona uśmiechnęła się lekko. — Jest dość młodą mistrzynią, jednak bardzo lubi dzieci. Jakiś czas temu pytała mnie, czy nie poszukujemy kogoś do pomocy w szklarniach. Jestem pewna, że z radością podejmie tu pracę.

Dumbledore przytaknął z lekkim uśmiechem i zapisał jej dane na pergaminie.

— A ty, Severusie?

— Znam kilku, jednak zależnie od tego czy będziesz od nich wymagał więcej niż tylko uczenia, mogą podjąć różną decyzję.

— Myślałem o tym, by nowy nauczyciel zajął się rocznikami od pierwszego do czwartego włącznie i pomógł ci z warzeniem eliksirów do skrzydła szpitalnego.

Snape przytaknął lekko głową.

— W takim razie porozmawiam z Basiliusem Blank, ale niczego nie obiecuję.

— Dobrze. Pozostali mogą wziąć stażystów, więc później omówimy to indywidualnie na herbatce. — Albus schował pergamin do kieszeni i zwrócił się do pielęgniarki. — Poppy, Rada zasugerowała, abyś również przyjęła stażystkę.

Pomfrey przytaknęła, wyraźnie z tego niezadowolona. Kobieta wybitnie nie lubiła, jak ktoś się jej plątał pod nogami, a niestety większość stażystów była mało rozgarnięta. Severus uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Może jeżeli Blank się zgodzi, to przywlecze ze sobą też jakiegoś stażystę, którego będą mogli wykorzystać do robienia tych wszystkich nudnych eliksirów do szpitala oraz przygotowywania co bardziej okropnych składników eliksirów. Jakby nie patrzeć, bachory na szlabanach robiły tylko niewielki ułamek tego, co sam musiał przygotowywać na zajęcia.

Filius podszedł do niego, gdy już wszyscy się rozchodzili — jedni z powrotem do swoich łóżek, inni, by przygotować się do porannych zajęć.

— Severusie, mówiłeś, że znasz kogoś, kto z chęcią zostałby moim stażystą od przyszłego semestru. Wiesz może czy mógłby już teraz? Z taką liczbą godzin będę potrzebował co najmniej dwóch. Nikt w dzisiejszych czasach nie garnie się do indywidualnego studiowania pod okiem mistrza…

Severus burknął pod nosem. Nie było się czemu dziwić. Mistrzowie wykorzystywali bezwstydnie swoich stażystów i jeżeli ktoś miał wybór między spokojnym życiem na Uniwersytecie lub kursami Ministerstwa a harówką u mistrza, oczywistym było, co wybierze. Dlatego to Filiusa wytypował dla Harry'ego. Wiedział, że profesor miał zbyt dobre serce i miłe usposobienie, by wykorzystywać swoich ewentualnych stażystów.

— Zapytam go i najdalej za tydzień podam ci odpowiedź.

Filius przytaknął i odszedł, niewątpliwie zastanawiając się, skąd w tak krótkim czasie wytrzasnąć pomocników.

***
Zanim nadszedł piątek wszyscy w szkole już wiedzieli o nowych przepisach i że niedługo pojawią się w niej nowi nauczyciele. Starsze roczniki patrzyły z lekką zazdrością na młodsze, które przez kilka lat nie będą musiały męczyć się ze Snape’em, podczas gdy Prorok Codzienny rozpisywał się o plusach i minusach nowych ustaw. Harry osobiście widział same plusy i dlatego z uśmiechem szedł na Wychowanie Seksualne. Ron był nieco markotny, ponieważ nie dość, że wciąż będą musieli się męczyć ze „Starym Nietoperzem”, to jeszcze Hermiona podchodziła do niego z dystansem. Harry odnotował sobie w głowie, żeby po lekcji porozmawiać z Severusem o przyjaciółce i planach na przyszłość. Był też bardzo dumny z siebie, bo to właśnie jego uwagi były powodem tak wielkich zmian na plus. Nie wiedział tylko czy McGonagall zrobiła coś w sprawie eliksiru aborcyjnego. Zgredek powiedział mu, że kobieta była w kuchni i wypytywała skrzaty, jednak jak do tej pory nie widział, by podjęła jakieś dalsze kroki.

Zajął swoje stałe miejsce koło Rona i rozejrzał po klasie. Na biurku nie było żadnych dodatków, które mogłyby wskazać na temat dzisiejszych zajęć. Po chwili dotarło do niego, że brakowało też modelu zwykle stojącego koło katedry. Sala bez niego zdawała się tracić cały swój charakter.

— Siadajcie wszyscy. — Severus wpadł do klasy, tradycyjnie powiewając czarnymi szatami, i położył na biurku stosik pergaminów. — Schowajcie różdżki. Wyjmijcie pióra i kałamarze. Zrobimy sobie mały sprawdzian wiadomości, by zakończyć pierwszą część naszych zajęć. — Uśmiechnął się złośliwie, podczas gdy chłopcy jęknęli, jednak wykonali polecenie. Profesor machnął różdżką i pergaminy rozleciały się po klasie tak, by każdy dostał zestaw pytań. — Macie godzinę. Zaczynajcie.

Harry westchnął i przeczytał pierwsze pytanie.

1. Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze męskie i nazwij jego elementy.

Już wiedział, gdzie podział się model przekroju. Oczywiście, że Severus nie dałby im żadnego ułatwienia.

2. Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze żeńskie i nazwij jego elementy.

To było już zupełnie wredne i całkowicie bez wyobraźni. Przecież Harry aż za dobrze wiedział, że jego męża stać na znacznie bardziej kreatywne pytania.

3. Wymień wszystkie znane ci zaklęcia antykoncepcyjne. Podaj ich inkantację oraz ruch różdżką. Opisz sposób ich działania.

Tak, to już brzmiało znacznie bardziej jak Snape. Najwyraźniej musiał się rozkręcić. A może dwoma pierwszymi pytaniami chciał uśpić ich czujność? Chociaż z drugiej strony Harry wątpił, czy ktoś będzie aż tak dobrze jak on pamiętał szczegóły przekroju manekina. W końcu tylko on miał z nim bliższy kontakt. Blee, to zabrzmiało okropnie!

4. Wymień wszystkie znane ci eliksiry antykoncepcyjne. Podaj ich skład i sposób przyrządzenia, jak również wpływ poszczególnych składników na ich działanie. Dlaczego nie wykorzystuje się w nich krwawnika oraz pestek papai? Wybierz jeden z nich i opisz, co się stanie, jeżeli doda się do niego pięć listków maciejki.

Zrobił wielkie oczy, widząc ostatnie pytanie. Wiedział, po prostu wiedział, że Severus nie wytrzyma i zrobi z tego potworny sprawdzian wiadomości z eliksirów. Mógł się założyć o cokolwiek, iż ostatnie pytanie było warte ponad połowę punktów całego sprawdzianu. Nic dziwnego, że dał im na to godzinę. Westchnął zrezygnowany i powrócił do pierwszego punktu. Nawet jeżeli tego nie zda, to dzięki zaznajomieniu z manekinem, nie będzie to Troll za zero punktów.

***
— Profesorze. — Harry podszedł do siedzącego za biurkiem mężczyzny, gdy pozostali uczniowie wyszli. Snape rzucił na drzwi kilka zaklęć zabezpieczających. Chłopak podsunął sobie krzesło i opadł na nie. — Musimy porozmawiać.

Severus przytaknął. Jakoś przez ostatnie pięć dni nie miał czasu na rozmowę ze swoim mężem, a musiał z nim wszystko omówić. Nawet nie wiedział czy Harry zgodzi się na to, co dla niego zaplanował, bez wcześniejszej z nim konsultacji. Jednakże nie mieli innego wyjścia, jeżeli chłopak chciał kontynuować naukę.

— Zacznę, dobrze?

Harry zamrugał, nie spodziewając się, że jego mąż również mógł mieć coś do powiedzenia. Chciał porozmawiać o Hermionie… Może w końcu dowie się dlaczego ostatnio Severus tak się zachowywał w stosunku do niego.

— Mów.

— Nie jestem pewien czy o tym wiesz, ale osoba, która urodzi dziecko nie może dalej uczyć się w Hogwarcie. Jest to związane z jakimś zamierzchłym prawem jeszcze z czasów założycieli, którego nikomu nie chciało się zmieniać. — Severus zaczął uspokajającym, łagodnym głosem, aby nie doprowadzić do niepotrzebnej paniki u męża. O dziwo Harry tylko przytaknął, a widząc jego pytające spojrzenie, wzruszył ramionami.

— Hermiona mi powiedziała. Domyśliłem się, że pewnie już coś w związku z tym zaplanowałeś.

— Ach tak, wszechwiedząca panna Granger. Mogłem się domyślić. — Severus skrzywił się nieco na myśl o nadpobudliwej Gryfonce, która ciągle chciała odpowiadać na wszystkie pytania, nawet jeżeli nikt nie chciał, by zabierała głos. Chociaż… ostatnio była dziwnie cicha i już nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział, jak machała ręką, by zwrócić na zajęciach jego uwagę. Nieważne. Miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż jakieś nastoletnie kryzysy kujonek. — Jeżeli dalej będziesz chciał się uczyć, a innej opcji nie zakładam, to jedynym wyjściem jest program stażu.

Harry przez chwilę siedział cicho, najpierw próbując zdusić w sobie gniew wywołany obrażaniem przyjaciółki, a następnie analizując to, co powiedział Severus.

— Program stażu… — wyszeptał. — Z tobą? Chyba żartujesz. — Nawet nie próbował ukrywać swojego niedowierzania. Severus wystarczającą ilość razy informował go o jego absolutnym braku talentu do eliksirów, więc jego reakcja była jak najbardziej uzasadniona.

— Oczywiście, że nie ze mną. Po pierwsze jestem za młody, jak dobrze wiesz, a po drugie z twoim talentem nie wytrzymałbyś nawet tygodnia. — Prychnął. — Nie mówiąc już o samej ciąży i niebezpieczeństwie przebywania w pobliżu niektórych składników i oparów. Miałem na myśli Filiusa. Według planu zacząłbyś od przyszłego semestru, jednak przez ostatnie uchwały… od przyszłego tygodnia.

— Co takiego?! — Harry zrobił wielkie oczy. Miałby zacząć staż z Zaklęć u profesora Flitwicka już od przyszłego tygodnia? Tak bez niczego? Żadnego przygotowania? — A nie potrzebuję do tego egzaminów czy czegoś?

— Do podjęcia stażu wystarczą SUM-y. Przestaniesz być uczniem Hogwartu i iść ustalonym tokiem nauczania. Twój mistrz zadecyduje też, kiedy podejdziesz do OWTM-ów. Jeżeli chodzi o pomoc w prowadzeniu zajęć… Filius prawdopodobnie przyjmie jeszcze dwóch innych stażystów, więc nie masz się czego obawiać.

— Wcale się nie boję. Tylko… tylko… — Przełknął, próbując pozbierać myśli. — I Flitwick się na to zgodził? To znaczy, żebym został jego stażystą?

— Oczywiście nie wie, że rozmawialiśmy o tobie, ale jestem pewien, że będzie bardzo szczęśliwy mogąc uczyć samego Chłopca, Który Przeżył. — Severus uśmiechnął się do niego z lekką kpiną i Harry naburmuszył się. Wiedział, że nie miał wyboru, jednak przepełniała go teraz ochota na postawienie się mężczyźnie za to, że nazwał go tym głupim przezwiskiem. Zanim zdążył cokolwiek postanowić, Snape znów zaczął mówić: — Przyjdziesz jutro do mojego gabinetu o dziesiątej rano i omówimy wszystko z Filiusem. O czym ty chciałeś porozmawiać?

Właśnie! Mentalnie trzepnął się w czoło. Jak mógł tak szybko zapomnieć o powodzie, dla którego w ogóle zaczął tę rozmowę? Teraz, gdy wiedział już o planach Severusa, może mógłby przekonać go, by załatwił staż Hermionie?

— Więc… chodzi o to, że Hermiona jest w ciąży.

Severus się tego nie spodziewał. Myślał raczej, że Harry znów zacznie narzekać na jego brak wolnego czasu, albo coś w tym stylu. Jednak to… Dlaczego mu o tym mówił?

— I mówisz mi o tym, ponieważ…?

— Na początku chciałem cię zapytać, jak planujesz rozwiązać mój problem, ale teraz gdy już wiem o stażu… — Harry przygryzł nerwowo dolną wargę. — Myślisz, że Hermiona też mogłaby w ten sposób zakończyć edukację? Wiesz, to nie byłoby sprawiedliwe, gdyby tak mądra dziewczyna nie mogła zdobyć wykształcenia przez wpadkę.

Severus zamknął oczy i zaczął palcami masować sobie skronie. Już wiedział do czego to zmierzało i nie miał najmniejszego zamiaru biegać po gabinetach profesorów i pytać czy ktoś nie chciałby wziąć Granger na staż. Był pewien, że jeżeli dziewczyna sama się zgłosi, większość z mistrzów w tej szkole przyjęłaby ją z otwartymi ramionami. Nawet z wiedzą o jej ciąży. Chociaż… Minerwa jest straszną konserwatystką w tego typu kwestiach i jeżeli w grę wchodziło nieślubne dziecko, może stać się bardzo kłopotliwa. Tak samo jak Poppy i Vektor.

— Harry, jeśli panna Granger będzie chciała podjąć u kogoś staż, to może zgłosić się do wybranego przez nią mistrza osobiście — powiedział w końcu i chłopak przytaknął, lekko zawiedziony.

— Ale jeżeli powie mi dziś, że też chce mieć staż u Flitwicka? — Zamrugał oczami, robiąc najsłodszą minę, na jaką było go stać. Severus przewrócił oczami, widząc taką zmianę zachowania hormonalnego chłopaka. Merlinie, mieli w Hogwarcie dwójkę ciężarnych uczniów. Nie miał zielonego pojęcia, jak wytrzymają nadchodzące miesiące.

— To może przyjść jutro z tobą na spotkanie.

Harry wyszczerzył się szczęśliwy i wstał.

— Dobra. Więc lepiej już pójdę i zapytam jej. Jest jeszcze na tyle wcześnie, że w razie czego będziemy mogli zrobić rundkę po innych profesorach, gdyby chciała się uczyć u kogoś innego. — Severus pozbierał pergaminy i razem ruszyli w stronę wyjścia. — Mogę powiedzieć Hermionie o mojej ciąży? — wypalił Harry, gdy byli w połowie drogi do drzwi i Snape zatrzymał się gwałtownie.

— W żadnym wypadku.

— Severusie…

— Nie. Nie wiemy czy możemy jej ufać. Co będzie, jeśli ktoś podsłucha, kiedy będziecie o tym rozmawiać albo jeżeli powie o tobie przypadkiem, rozmawiając z Minerwą lub Albusem? Nie.

Harry zacisnął usta i popatrzył na podłogę. Jego wcześniejszy dobry humor zupełnie znikł.

— A gdyby przysięgła? Moglibyśmy chociaż zorganizować jej wizytę u Serafina. — Gryfon stukał tenisówką o kamienną posadzkę, wyraźnie naburmuszony i niezadowolony z odpowiedzi męża. Severus ucisnął palcami podstawę nosa, usiłując odgonić zbliżającą się migrenę. Westchnął w myślach i przez chwilę próbował utworzyć jakiś plan udobruchania Pottera.

— Zorganizujemy wizytę i poprosimy o złożenie przysięgi. — W końcu powiedział, patrząc na zerkającego na niego młodzieńca. — Jeżeli to zrobi, to będziesz mógł jej powiedzieć, ale nie wcześniej. Zrozumiano?

— Oczywiście. Dzięki, Sev. — Harry wyszczerzył się, cmoknął męża w policzek i uciekł z klasy, zanim ten mógł się rozmyślić. Severus pokręcił głową. Przeklęci, hormonalni Gryfoni.


cdn

9


Harry przygryzł wargę i popatrzył na męża spod ciemnej grzywki. Mężczyzna siedział w fotelu, sprawdzając eseje siódmego roku, podczas gdy on zajmował się wpisywaniem ocen ze stosu sprawdzonych prac do wykazu. Była sobota i oficjalnie odrabiał szlaban u Mistrza Eliksirów. Wprawdzie zadanie nie było aż tak okropne, jak czyszczenie kociołków czy blatów w pracowni lub — co gorsza — przygotowywanie jakichś strasznie, ohydnie oślizgłych składników eliksirów, jednak chłopak pomału zaczynał się nudzić jego monotonią. No dobrze, pomału było lekkim niedomówieniem. Harry nudził się strasznie i miał tak wielką ochotę na seks, że dziwił się, dlaczego Severus nie czuł żaru, który niewątpliwie z niego buchał. Był tak rozpalony, że bał się, iż pergamin w jego dłoni zaraz stanie w płomieniach. Tak podniecony…

— Severusie… — zajęczał, przyciągając uwagę męża.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, widząc nieco zaszklone spojrzenie i lekkie wypieki na policzkach chłopaka.

— Tak? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miał gorączkę… — Mężczyzna odłożył esej i pióro, po czym podszedł do Harry’ego i położył mu dłoń na czole. — Hmm, wydajesz się być nieco cieplejszy niż zwykle.

— Nieco cieplejszy? Jestem rozpalony — wyjęczał. Złapał Severusa jedną dłonią za nadgarstek, a drugą za przód koszuli i pociągnął w dół, całując łapczywie. — Sev… potrzebuję cię!

— Harry, mam naprawdę bardzo dużo pracy… — Mistrz Eliksirów próbował się uwolnić.

Chłopak zmierzył go ostrym spojrzeniem.

— Mówisz nie seksowi ze mną? — Bardzo groźna nuta w głosie Gryfona sprawiła, iż mężczyzna na chwilę znieruchomiał i przyjrzał mu się uważniej. Miał wrażenie, że jeżeli da złą odpowiedź, to przez kilka następnych lat będzie modlił się o to, by Mroczny Pan nakrył go na szpiegowaniu i uwolnił od katuszy, jakie niewątpliwie zgotuje mu jego mąż. Przełknął.

— Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że to nie najlepszy czas na seks, biorąc pod uwagę ilość pracy, jaka mi się skumulowała przez ostatnie tygodnie — odpowiedział, starając się zachować spokój. Ku jego uldze Harry uśmiechnął się.

— Dobra. Zawrzyjmy więc umowę. Ty pomożesz mi z rozładowaniem nagromadzonego napięcia, a ja pomogę ci w rozładowaniu nagromadzonej roboty. Co ty na to?

Severus jęknął w duchu. Dlaczego wziął sobie na męża napalonego seksualnie nastolatka?

— A może ja dokończę sprawdzanie esejów, a ty odrobisz pracę domową? — zawyrokował i pocałował delikatnie czerwone usta męża. W końcu się uwolnił i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.

Harry zmarszczył brwi i wygiął wargi w niezadowoleniu. Nie rozumiał, z czym mężczyzna miał problem. Najpierw traktował go na zajęciach gorzej niż zwykle, a teraz TO. Owszem, Severus nigdy nie był dla niego miły na lekcjach, ale do niedawna sytuacje na Wychowaniu Seksualnym były chociaż zabawne. Owszem krępujące, zawstydzające i nawet wkurzające, ale w ten specyficznie Snape’owy sposób zabawne. Gryfon zacisnął usta i powrócił do wypełniania arkusza ocen. Wciąż było mu gorąco, jednak ochota na seks całkowicie minęła. Za niecałą godzinę powinien skończyć przepisywanie. Nie wiedział, co zrobi później. Najchętniej wróciłby do wieży Gryffindoru, aby nie musieć patrzeć na męża, którego widok obecnie napełniał go tylko bezradną złością.

Czterdzieści minut później Mistrz Eliksirów skończył sprawdzać stos esejów i udał się do swojej pracowni. Harry był temu bardzo wdzięczny. Miał nadzieję, że dokończy przepisywanie, zanim mężczyzna wróci i dzięki temu uda mu się ominąć niezręczną sytuację przy wychodzeniu. Nie był teraz w nastroju nawet na powiedzenie mężowi do widzenia. Skończył zadanie w błyskawicznym tempie i wymknął się z kwater przez przejście w gabinecie. Severus chciał, żeby poszedł odrobić pracę domową? A proszę bardzo! Tylko niech później nie oczekuje, że rozłoży przed nim nogi, gdy tylko będzie miał na to ochotę!


***

Profesor McGonagall miała wielki dylemat. Mogła iść do Albusa, porozmawiać z nim o sprawach, na które zwrócił uwagę jej ulubiony Gryfon i zostać jak zwykle zbyta precyzyjnie dobranymi słowami i narzekaniem, że niedługo znów będą musieli dokonać kolejnych cięć w budżecie. Lub pójść z tym prosto do Rady Nadzorczej Szkoły, która szczęśliwym zbiegiem okoliczności miała dziś popołudniu zebranie. Jej lojalność wobec starego przyjaciela walczyła zawzięcie ze znajomością jego charakteru. Westchnęła i jeszcze raz przejrzała dokumenty z grafikami godzin pracy i płac pracowników Hogwartu.

Do tej pory całkowicie uczciwym wydawało jej się wyznaczanie wysokości wynagrodzenia na podstawie ilości pełnionych przez profesora funkcji. Jeżeli tylko uczył, dostawał najniższą stawkę. Każda dodatkowa funkcja owocowała zwielokrotnieniem tej kwoty. I tak, Severus zarabiał dwa razy więcej niż dajmy na to Sybilla, a Minerwa trzy razy więcej. Jednak musiała przyznać, że w porównaniu z Mistrzem Eliksirów Filius dostawał te same pieniądze za połowę mniej pracy. Ani Severus, ani Pomona nie otrzymywali dodatkowego wynagrodzenia za zajmowanie się szklarniami i warzenie eliksirów dla Skrzydła Szpitalnego, chociaż zgodnie z definicją były to przecież dodatkowe funkcje. Różnica w ilości godzin zajęć również była między niektórymi profesorami drastyczna, mimo że wciąż mieli taką samą wypłatę.

Minerwa zacisnęła usta w bardzo wąską linię i sięgnęła po pergamin. Jako zastępca dyrektora zajmowała się kodeksem i częścią finansów szkoły. Najwyższy czas przeprowadzić porządną reformę. I miała akurat wystarczająco dużo czasu, aby stworzyć odpowiedni projekt ustawy przed zebraniem Rady Nadzorczej.


***

Lucjusz Malfoy nałożył pięknie zdobione szaty, na nie równie zdobny płaszcz i chwycił swoją laskę, delikatnie gładząc ją po wężowej główce. Narcyza zwykle o tej porze była u kogoś na herbatce i — sądząc po tym, jak piekły go uszy — bezwstydnie go obgadywała. Miał nadzieję, że pamiętała o tym, by o rodzinie mówić tylko dobre rzeczy, a o nim w samych superlatywach.
Westchnął i sięgnął po proszek Fiuu. Może bycie członkiem Rady Nadzorczej Hogwartu niosło ze sobą szacunek, poważanie i jakiś wpływ na szkołę, jednak zebrania były zazwyczaj okropnie nudne. Dziś mieli analizować budżet i omówić niezbędne wakacyjne remonty. Może będzie nieco zabawniej niż zwykle, zwłaszcza, gdy McLagen i Nott znowu zaczną się kłócić i wyzywać. Modernizacja boiska do quidditcha czy Skrzydła Szpitalnego lub jakiejś pracowni, to zawsze był dla nich temat do sprzeczek. W tamtym roku Chang zaproponowała budowę basenu i sali gimnastycznej z siłownią, jednak zostało to odrzucone na rzecz modernizacji kuchni. Zadecydował o tym jeden głos i Lucjusz lubił myśleć o tym, że był to głos Granta — wielkiego, spasionego niczym świnia i pięknego jak tyłek hipopotama przedstawiciela Ministerstwa w Zarządzie. Ten człowiek z pewnością nigdy nie wykonał żadnego fizycznego ćwiczenia, ale kuchnia i jedzenie…
Malfoy uśmiechnął się złośliwie pod nosem i rzucił proszek w płomienie. Miał przeczucie, że dzisiejsze zebranie będzie całkiem zabawne.


***

Profesor McGonagall zajęła swoje miejsce przy okrągłym stole i położyła przed sobą zapisane drobnym pismem pergaminy. Dokładnie naprzeciwko niej siedział Lucjusz Malfoy, jak zwykle każdym gestem pokazując, że uważa siebie za znacznie lepszego od reszty towarzystwa. Usta Minerwy lekko zadrgały. I to jakiego towarzystwa! Nie bez powodu obecna Rada Szkoły nazywana była za ich plecami „Grupą Lu”. Zaczynając od Malfoya i poruszając się zgodnie ze wskazówkami zegara, tworzyli ją: Lucyna Lewandowska, Lucjan McLaggen, Lucy Chang, Lubomił Nott, Luis Grant, Lukrecja Montgomerry, Ludwig von Hart, Luther Gemini, Lumina Frost, Lucas Right i Lunette Marces. Zbiegi okoliczności magicznego świata były czasami naprawdę przezabawne. Zwłaszcza, że wszyscy oni już od kilku lat z uporem używali tylko swoich nazwisk, mimo iż większość była prywatnie bardzo dobrymi znajomymi. Rada liczyła dwunastu członków plus zastępca dyrektora Hogwartu, od którego oczekiwano obecności na większości zebrań i wygłaszania opinii w imieniu pozostałych pracowników szkoły.

— Dobrze, jesteśmy już wszyscy, to może zacznijmy. — Gemini wygładził leżący przed nim pergamin i rozejrzał się po zebranych. — Są jakieś specjalne kwestie do omówienia?

Członkowie Rady zaczęli kręcić głowami, mając nadzieję na szybkie zakończenie tej narady.

— Tak. — Minerwa zwróciła na siebie uwagę. — Chciałabym poruszyć dwie kwestie. Pierwszą jest sposób rozliczania finansowego pracowników…

— Obawiam się, że nie ma wystarczająco dużo funduszy na podwyżki — wtrącił Grant, przelewając się na swoim krześle. Pozostali niechętnie mu przytaknęli. Nikt nie chciał za bardzo zgadzać się z człowiekiem Ministerstwa.

— Nie chodzi o podwyżki. — Zastępczyni dyrektora wygięła wargi w sztucznym uśmiechu i rozesłała kopie swojej pracy. — Przygotowałam projekt ustawy.

Malfoy wyglądał na bardzo zainteresowanego nowym podejściem do rozliczania kadry pedagogicznej.

— Ten system spowoduje konieczność zatrudnienia dodatkowych profesorów — zauważyła Chang.

— Ministerstwo nie da więcej pieniędzy, tylko po to, by pedagodzy mieli więcej wolnego czasu. Ten system sprawdzał się od wieków…

— Normalnie nauczycielami były osoby wystarczająco wiekowe, by móc wziąć praktykantów. Jednak teraz tak nie jest. Dla przykładu, profesor Snape oraz Sprout wykonują pracę, która jeszcze dwadzieścia lat temu była rozłożona na trzy razy więcej osób. Tak, radzą sobie, ale ledwo i cierpią na tym uczniowie. — Minerwa zmierzyła Granta ostrym spojrzeniem.

— Profesor McGonagall ma rację — Lucjusz przytaknął ku zaskoczeniu pozostałych członków Rady. Chyba jeszcze nigdy Malfoy nie zgodził się w niczym z wicedyrektorką. — Poza tym, nowy sposób rozliczania pokryje część kosztów tych zmian. O ile się nie mylę, Ministerstwo zawsze płaciło granty na praktykantów przyjmowanych przez Hogwarckich profesorów, więc nie powinno mu to sprawić zbyt wielkiej różnicy. Proponowałbym obciąć trochę pensję dyrektora i uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego.

Minerwa nie mogła uwierzyć własnym uszom. Malfoy jej pomagał. Wiedziała, że jeżeli będzie miała jego poparcie, to tak jakby jej propozycja ustawy już została przyjęta i wcielona w życie. Nigdy nie przypuszczała, że okaże się to tak prostą sprawą.

Po prawie godzinnej dyskusji i negocjowaniu każdego punktu jej ustawy, w końcu się na nią zgodzono i Lucjusz popatrzył wyczekująco na McGonagall.

— Mówiłaś chyba o dwóch sprawach?

Kobieta spoważniała i wyprostowała się jeszcze bardziej niż zwykle, co zdawało się wzbudzić niepokój wśród zgromadzonych.

— Doszły do mnie plotki, że dyrektor i pielęgniarka raz w miesiącu dodają do soku dyniowego uczniów eliksir aborcyjny. Wypytałam o to skrzaty domowe w kuchni i kilka z nich przyznało, iż jest to prawdą.

Jej wypowiedź wywołała burzę. Malfoy i Grant wyglądali jakby specjalnie dla nich gwiazdka przyszła w tym roku wcześniej. I to razem z zajączkiem.

— To jest karygodne! — zawołała Chang, przekrzykując innych. — Jeżeli to prawda, to Merlin wie, ile pokoleń dzieci było przez siedem lat wystawionych na comiesięczne działanie tego eliksiru.

— Marcess, ty masz wykształcenie magomedyczne. — Lucjusz uciszył gestem pozostałych i zwrócił się do pucułowatej czarownicy, która wyglądała, jakby chciała własnoręcznie zamordować dyrektora. — Możesz nam powiedzieć, jak tak długie spożywanie eliksiru aborcyjnego może wpłynąć na dzieci?

Kobieta odchrząknęła i poruszyła się niespokojnie, gdy na niej skupiła się uwaga wszystkich zgromadzonych.

— Cóż, jeszcze nigdy nie słyszałam o tak ekstremalnym przypadku. U kobiet wielokrotne zażycie takiego eliksiru zazwyczaj kończy się znacznym obniżeniem płodności oraz zwiększeniem ryzyka komplikacji podczas ciąży. Mężczyźni średnio silni magicznie tracą całkowicie zdolność do zajścia w ciążę. Ale w przypadku comiesięcznego podawania tego przez siedem lat od jedenastego roku życia... to może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje, niż można przewidzieć na podstawie tych normalniejszych przypadków.

Członkowie Rady popatrzyli po sobie, marszcząc brwi.

— Myślisz, że jest możliwym, iż jest to przyczyną tak niskiego przyrostu naturalnego w naszym społeczeństwie? — Minerwa zapytała cicho. Do tej pory myślała, że było to spowodowane głównie wieloletnią wojną w świecie czarodziei, jednak teraz… Nawet w czasie pokoju nie rodziło się tak dużo dzieci jak przed wojną. Populacja Hogwartu była obecnie o połowę mniejsza niż wtedy, kiedy jej rodzice chodzili do szkoły.

Spojrzenie Lucjusza stało się bardzo mroczne, gdy przypomniał sobie, jakie problemy towarzyszyły poczęciu i przyjściu na świat Dracona. Narcyza dopiero za trzecim razem nie poroniła, chociaż ich syn urodził się niebezpiecznie wcześnie. Później za bardzo się o nią bał, by pozwolić jej znów przejść przez te męczarnie, chociaż bardzo chcieli mieć więcej dzieci.
Wiedział, że wielu jego znajomych również miało podobne problemy. Wszyscy myśleli, że mogło to mieć jakiś związek z długoterminowym wystawieniem się na działanie czarnej magii. Jednak ta teoria nie miała sensu — w ich rodzinach czarna magia była praktykowana od wieków i nigdy przedtem nie było takich problemów. Jeżeli taki stan rzeczy naprawdę był spowodowany przez Dumbledore’a, to Lucjusz był pewny, że poleje się krew. Nawet ci, którzy do tej pory byli neutralni lub stali po stronie dyrektora, teraz odwrócą się od niego. Już widział, jak Voldemort przygarnia ich pod swoje skrzydła. Jeśli teraz odpowiednio zagra, będzie mógł nie tylko zemścić się na starcu, ale również zrobić coś, za co na pewno zostanie przez Voldemorta wynagrodzony.


***

Harry szedł korytarzem do wieży Gryffindoru. Dziwne ciepło, które go wtedy zaatakowało, minęło po trzech dniach. Pewnie znowu była to jakaś zmiana hormonalna i postanowił się nią nie przejmować. Właśnie wracał z kuchni, gdzie Zgredek wypełnił mu torbę przeróżnymi pysznościami i gdzie spędził ponad pół godziny, słuchając jego żywej opowieści oraz zajadając się ciasteczkami i popijając je mlekiem.
W tym tygodniu zaczynał się drugi trymestr ciąży i z trwogą wypatrywał pierwszych jej widocznych oznak na brzuchu. Tak, już dawno zauważył, że jego pięknie ukształtowane quidditchem mięśnie zniknęły, ale zaokrąglenia jeszcze nie było. Zamyślony niemal nie zauważył bladej Hermiony siedzącej na stopniach bocznej klatki schodowej. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała, z byle powodu krzyczała i wybuchała. Po kilku takich napadach złości doszedł do wniosku, że przyjaciółka najwyraźniej jest czymś bardzo zestresowana i nie potrafi sobie z tym poradzić. Przez chwilę stał, patrząc na nią. Blada, wychudzona i o zaczerwienionych oczach, wyglądała jak wrak i Harry nie potrafił pozostać obojętnym.

— Hermiona? Hej, wszystko w porządku? — Zapytał łagodnie, siadając obok niej.

Gryfonka wyglądała jakby zaraz miała się znowu rozpłakać.

— Och, Harry, nic nie jest w porządku! — Zakryła twarz dłońmi i chłopak objął ją ramieniem, przytulając do siebie. Cokolwiek się stało, musiało być bardzo poważne, skoro doprowadziło dziewczynę do takiego stanu. — Prze… przepraszam, że wtedy tak na ciebie najechałam. I że jestem taka… taka…

— Cii… nie gniewam się. Już w porządku. — Harry głaskał ją po burzy loków, modląc się, by Hermiona jak najszybciej przestała płakać, ponieważ czuł się coraz bardziej niezręcznie. Kilka minut później dziewczyna pociągnęła nosem i odsunęła się lekko od niego.

— Wiesz, że Wiktor się ożenił? — Chłopak zamrugał, nie rozumiejąc nagłej zmiany tematu. — Powiedział mi o planowanym ślubie, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem w Dziurawym Kotle na początku wakacji. Odbył się dwudziestego września. Wiesz, zaaranżowane małżeństwo i te sprawy. Niedawno do mnie napisał, że Anastazja spodziewa się dziecka…

Hermiona znowu zaczęła się trząść i Harry pospieszył z głaskaniem jej po włosach, aby zapobiec nowemu wybuchowi płaczu. Zdawało się to ją uspokajać. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Przecież Hermiona była teraz z Ronem i wydawało się, że na poważnie. Dlaczego więc płakała z takiego powodu?

— Erm… nie wiedziałem, że wciąż utrzymywałaś z nim kontakt — rzucił, nie wiedząc, co innego miałby powiedzieć. Może w końcu dziewczyna dojdzie do sedna i wyzna, w czym leży problem, by mogli razem pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem.

— Tak, wiesz, gdy już przestawał perorować o quidditchu, był naprawdę dobrym kompanem. I niezłym kochankiem. — Hermiona roześmiała się cicho. — Wiedzieliśmy, że nic z tego nie wyjdzie, bo jego rodzice podpisami kontrakt małżeński na długo przed turniejem, ale miło było poeksperymentować. Wiesz, starszy, bardziej doświadczony…

— Ta… wiem — Harry przytaknął zamyślony. Ostatnio rzadko korzystał z doświadczenia swojego męża, ale musiał przyznać Hermionie rację. Wprawiony kochanek był znacznie lepszy niż taki, który sam dopiero zaczynał przygodę z seksem.

— Upiliśmy się trochę i skończyliśmy w łóżku. — Gryfon patrzył na nią oniemiały. Hermiona przespała się z Krumem w te wakacje? Przecież jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego zaczęła chodzić z Ronem! — Tak, wiem, byłam już wtedy dziewczyną Rona, ale potrzebowałam tego, a Ron… cóż… on dopiero zaczyna gmerać w tych sprawach. I na dodatek jest strasznie egoistyczny w łóżku, jeśli wiesz, co mam na myśli.

— Nie i nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć — Harry przyznał słabo. Życie seksualne Rona? Rona i Hemiony? Ble! Nie i jeszcze raz nie! — Cofam to, wiem, że nie chcę wiedzieć!

Hermiona zachichotała.

— Nawet nie ma za bardzo, o czym opowiadać. Ron jest strasznie niedoświadczony i jedyne, co chciałby robić, to migdalić się, całować i zaspokajać swoje potrzeby. Ostatnio zrobił krok w drugą stronę, jednak wątpię, czy odważy się na to jeszcze raz w najbliższym roku — prychnęła. — Pewnie nawet nie będzie chciał.

Harry czuł, że robi się mu niedobrze na myśl o obrazach, które przywołały słowa przyjaciółki. Potrząsnął głową, próbując się ich pozbyć i czekał, co takiego dziewczyna teraz powie. Jak na razie wciąż nie wiedział, o co jej chodziło. Czy miała aż tak duże wyrzuty sumienia z powodu zdrady, że wywołało to u niej załamanie nerwowe? Jakoś w to wątpił, gdyż jej słowa na to nie wskazywały.

Hermiona siedziała cicho przez kilka minut, patrząc w dal.

— Boję się, Harry? Tak bardzo się boję… — Nagle zaszlochała, przytulając się do niego, gdy tylko znów objął ją ramieniem. — Ostatnio często wymiotuję i okres spóźnia mi się już drugi tydzień…

Harry zrobił wielkie oczy. Przecież dziewczyna powiedziała, że spała tylko z Wiktorem i to na początku wakacji. Mieli środek listopada… przecież niemożliwym było, żeby dopiero teraz zaczął się jej spóźniać okres. W piątym miesiącu?!

— Może to stres, jakaś grypa żołądkowa czy coś? — Harry uśmiechnął się pocieszająco, wciąż gładząc ją po włosach. — Chodź, pójdziemy do Pomfrey…

— Nie, Harry, ty zrób test. Proszę cię… ja się za bardzo boję…

— Hermiono, nie możesz być w ciąży. Raz w miesiącu dyrektor i pielęgniarka podają nam w soku z dyni eliksir aborcyjny… — próbował ją jakoś pocieszyć, jednak dziewczyna gwałtownie pokręciła głową.

— Wiesz, że wolę herbatę od soku z dyni. Poza tym wszystkie legalne eliksiry aborcyjne działają tylko do szóstego tygodnia…

Przyjaciółka znów była na granicy płaczu, więc chłopak poddał się i użył jedno z zaklęć, których nauczył ich Severus na Wychowaniu Seksualnym. Wynik go zaszokował. Gryfonka nie zareagowała, ponieważ gdy tylko wymierzył w nią różdżką, zamknęła oczy, jakby bojąc się, że jeśli zobaczy wynik, to nagle stanie się on prawdą.

— Erm… Hermiono… jesteś... jesteś w ciąży.

Dziewczyna zawyła i rozpłakała się na dobre. Harry skrzywił się, jednak dał jej tyle wsparcia i komfortu, ile tylko mógł. Po chwili zdecydował się wznieść wokół nich zaklęcie wyciszające i niezauważalności, aby nikt nieproszony im nie przeszkodził. Był zaskoczony, że głośny płacz Hermiony jeszcze nikogo nie przyciągnął. Przypuszczał, że tak silnie emocjonalna reakcja przyjaciółki miała dużo wspólnego z hormonami. Przecież zostanie matką w młodym wieku nie było aż taką wielką tragedią, prawda? Hermiona, w przeciwieństwie do niego, miała rodziców, którzy na pewno jej pomogą. On chyba by się załamał, gdyby nie miał Severusa, nieważne, jaki by on nie był.

Hermiona uspokoiła się jakąś godzinę później. Widać było po niej, że jest bardzo zmęczona, ale przynajmniej mogła znów z nim rozmawiać.

— Nie będzie aż tak źle. — Pogłaskał ją po włosach. — Jestem pewien, że twoi rodzice zgodzą się pomóc i będziesz mogła dalej się normalnie uczyć.

— Och, Harry… — Pokręciła głową. — Nie będę mogła zostać w szkole. Regulamin zabrania… Jeżeli ktoś urodzi dziecko, to nie może być już dłużej uczniem… a zwłaszcza, jeśli jest to nieślubne dziecko! — zachlipała.

Harry zamarł. Severus jakoś zapomniał go o tym poinformować. Czy to znaczyło, że po porodzie zostanie wydalony? Cholera jasna, nie! Musiało być jakieś rozwiązanie, jakiś plan, który Snape przygotował na tę okazję. Pewnie mu o nim po prostu nie powiedział, uznając, że jeszcze nie trzeba albo zwyczajnie nie miał czasu. Otrząsnął się z tego. Później porozmawia ze swoim mężem. Teraz ważne było uspokojenie Hermiony i zorganizowanie jej opieki medycznej i… Merlinie, Hermiona będzie miała dziecko za mniej niż pięć miesięcy! Popatrzył na jej brzuch, szukając jakiejś zmiany…

— Tak, utyłam — szturchnęła go w ramię — ale myślałam, że przyczyną są słodycze i tłuste potrawy, które ostatnio pochłaniam.

— Nie widać. — Chłopak uśmiechnął się do niej lekko. — Chodź, wracamy do pokoju wspólnego. Jestem pewien, że poczujesz się lepiej, pisząc jakieś długie wypracowanie. I na razie się nie martw. Zobaczysz, znajdziemy jakieś rozwiązanie. — Odgarnął jej włosy za ucho i wstali. Teraz, gdy wiedział, czego szukać, Hermiona rzeczywiście wydawała się promienieć bardziej niż kiedyś. — A Ronem zajmiemy się później.

— Pewnie będzie wściekły i mnie zostawi. Kto chciałby mieć coś wspólnego z dziewczyną, która jest w ciąży z żonatym mężczyzną? — głos przyjaciółki stał się znów piskliwy i Harry szybko zaczął ją uspokajać. Lepiej, żeby nikt nie zauważył jej płaczącej.

Miał nadzieję, że on sam nie będzie aż tak rozbity emocjonalnie w piątym miesiącu. Severus nie dałby mu później żyć.